wtorek, 26 czerwca 2018

Anatomia klęski

Blamaż naszej reprezentacji ma mistrzostwach świata w piłce nożnej wpisuje się w szerszy kontekst kryzysu od lat trawiącego polski sport.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka.

Pierwszą jest brak profesjonalizmu wielu polskich sportowców.
W przegranych właśnie przez nas w żenującym stylu mistrzostwach swiata widzieliśmy piłkarzy, którzy mieli problem by prosto kopnąć piłkę, którzy nie wytrzymywali kondycyjnie 90 minut spotkania.  Możemy oczywiście za taki stan rzeczy winić sztab, trenera, związek itd. Spójrzmy jednak na to z innej strony. Trudno doprawdy uwierzyć, ze zawodowy piłkarz z wieloletnim doświadczeniem sam bez sztabu doradców nie będzie wiedział jak utrzymać optymalną formę. Jeśli zaś tego rzeczywiście nie wie lub myśli że zgrupowanie kadry to to samo co wakacje jest tylko amatorem udającym profesjonalistę i miejsce w kadrze nie jest dla niego.
Brak profesjonalizmu nie jest oczywiście chorobą, która występuje tylko w naszej rodzimej piłce. To znacznie szersze zajwisko występujące również w innych dyscyplinach. Wystarczy wspomnieć nasze siatkarki. W czasie swoich  największych sukcesów mieliśmy gorszące sytuacje gdy zawodniczki nie chciały być powoływane do kadry lub gdy już grały to robiły to o wiele poniżej swoich możliwości tak by kadrę "mieć z z głowy". Dotyczyło to również największych gwiazd żeńskiej siatkówki.

Przyczyna druga. Bariera mentalna.
Już od końca XIX wieku w polskim społeczeństwie trwa spór czy należy czcić klęski. Niestety od lat przewagę mają zwolennicy wychowywania Polaków w kulcie porażek. Konserwatywny publicysta Rafał Ziemkiewicz nazywa ludzi wychowanych w ten sposób pokoleniem looserów. Wychowani w takim duchu sportowcy nie ustępując umiejętnościami swoim przeciwnikom przegrywają często swe pojedynki bo podświadomie nie wierzą, że mogą wygrać. Jak ważna jest psychologia w sporcie pokazują przykłady Adama Małysza, Justyny Kowalczyk czy wielu zagranicznych gwiazd regularnie korzystających z usług psychologów.

Przyczyna trzecia. Demoralizacja młodych.
Wszyscy znamy powiedzenie o tym czym skorupka za młodu nasiąknie. By dokładnie zobrazować o co chodzi podam dwa przykłady. Pierwszy. Mój znajomy na początku XXI wieku został sędzią piłkarskim. W pierwszej fazie swej przygody z gwizdkiem sędziował zawody dzieci w przedziale wiekowym 8-12 lat. Jakież było jego zdziwienie gdy słyszał od dzieci, że przegrały swój mecz bo on jako sędzia go sprzedał. W jeszcze większe osłupienie wprawiali to rodzice tychże dzieci oferujący za stronnicze sędziowanie kwoty od 50 do 200 złotych.  Przypominam, że mowa tu o zawodach dzieci!
Przykład drugi. Rozmowa z moimi dalszymi znajomymi na temat ewentualnej kariery sportowej ich pociech. Zacząłem zachwalać zalety rugby. Przerwano mi tłumacząc, że to sport mało u nas popularny. Lepiej niech dzieci trenują piłkę nożną. Więcej mogą zarobić. Wnioski płynące z wyżej wymienionych postaw każdy może wyciągnąć sam.

Przyczyna czwarta. Związki.
Większość polskich związków sportowych wciąż opanowana jest przez tak zwanych zawodowych działaczy, sieroty po PRL lub byłych sportowców, którzy okazują się często słabymi zarządzającymi. Zasada mówiąca, że wybitny sportowiec nie koniecznie musi być dobrym trenerem obowiązuje również wobec działaczy.
Związki zarządzane są nieudolnie, często są całkowicie uzależnione od państwowych dotacji. Nie potrafią przekuć pojedyńczych sukcesów poszczególnych sportowców w sukces całej dyscypliny, którą reprezentują. Najlepszym tego typu przykładem niech będzie odchodzące właśnie na emeryturę złote pokolenie polskich szczypiornistów, które przyciągało przed telewizory miliony widzów. Związek nie potrafił przekuć wielomilionowej widowni w zwiększone zainteresowanie uprawianiem piłki ręcznej. Apoloniusz Tajner prezes PZN, którego jedynym osiągnięciem było trenowanie Adama Małysza od lat firmuje swym nazwiskiem marazm w sportach zimowych. Co więcej wydaje się z tego stanu rzeczy zadowolony.
Polski związek rugby zwolnił trenera kadry bo ten kazał zawodnikom za ciężko zdaniem związku oczywiście trenować. To nie żart.
Takich przykładów jest znacznie więcej.
Poza fatalnym zarządzaniem związki często tolerują patologię wśród samych sportowców.
Wszyscy pamiętamy pijacką  aferę z prostytutkami w tle gdy kadra piłkarzy przebywała na Ukrainie. Zamiast wyjaśnienia sprawy, zdmentowania plotek krążących w mediach społecznościowych oraz ewentualnego ukarania winnych sprawę zamieciono pod dywan. Dla porównania angielska kadra rugby zaliczyła pijackie turne podczas MŚ w Nowej Zelandii. Efekt tej zabawy to dyskwalifikacja wszystkich uczestników zabawy za przynoszenie szkody wizerunkowej rugby na wyspach.
Bywa jednak jeszcze gorzej.
Polska kadra ciężarowców została skopromitowana podczas igrzysk w Rio gdy nasze największe gwiazdy złapano na dopingu. Prezes związku Zygmunt Wasiela wydał wojnę dopingowi. Działacze związkowi odwołali go więc ze stanowiska. Zastąpił go złapany swego czasu na dopingu Szymon Kołecki. Myślę, że jest to przykład na tyle wymowny, że nie wymaga dalszego komentarza.

Opisany przeze mnie temat był już poruszany wielokrotnie. Wylano litry atramentu. By coś się zmieniło należy przestać zachwycać się pojedynczymi sukcesami gwiazd, które wykrzywiają obraz polskiego sportu. Należy zajrzeć pod dywan. Trzeba zacząć zadawać trudne pytania jak np. dlaczego nie wychowano przez tyle lat choć jednej następczyni Justyny Kowalczyk, jak wygląda szkolenie młodzieży w poszczególnych związkach, jak związki promują swoje dyscypliny itd. Jeśli tego nie zrobimy jako kibice będziemy skazani na wyczekiwane na narodziny kolejnego Małysza, który wbrew przeciwnością losu odniesie sukces. Problem w tym, że takie gwiazdy rodzą się raz na wiele lat.

2 komentarze:

  1. Aktualny stan polskiego sportu opisany zgodnie z rzeczywistością /nawet nieco pobłażliwie /.Natomiast żeby zacząć to zmieniać potrzebna jest bardziej wnikliwa analiza przyczyn oraz sposób /metody/ naprawy .Ministerstwo Sportu zamiast bezrefleksyjnie powielać/przekazywać / kwoty dla Polskich Związków /na ogół w wysokości roku minionego/ winno opracować metody i oceny skuteczności rozliczania /otrzymanych wcześniej o Związków planów /celów sportowych /.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnikliwa analiza mało kogo interesuje. Wystarczy jeden maleńki sukces i większość społeczeństwa popada w huraoptymizm.
      Co do kwot z ministerstwa to mamy pewną gradacje. Nie każdy związek otrzymujectyle samo.
      Większym problemem jest całkowite uzależnienie niektorych związków od dptacji. Czytajac wypowiedzi dzialaczy mona dojsc do wniosku ze Polska to druga Somalia a ludzie jedzą kamienie. Jak wiemy aż tak źle nie jest. Działacze pisząc o wszechobecnej biedzie chcą ukryć własną nieudolność . I tak mamy taka sytuację,że uprawiany od 110 lat hokej na trawie ma nie istnieć bez dotacji. Uprawiane od 60 lat rugby też. Tylko jak wytłumaczą rozwój takich sportów jak krykiet czy FA uprawiane w Polsce od 20 lat i to bez żadnych dotacji.

      Usuń