Był to pokaz dwóch filmów dokumentalnych organizowany przez londyńskie środowisko "idź pod prąd".
Tak doskonale wiem co to jest sekta Chojeckiego i sam zastanawiałem się czy warto iść. Zwyciężyła jednak możliwość poznania autorów pokazywanych filmów.
Gdy wszedłem na salę zaskoczyła mnie frekwencja. Spodziewałem się najwyżej kilkunastu osób tymczasem przybyło około 70 może nawet 80 osób w tym około 10 Azjatów.
Wszyscy byli bardzo mili i przyjacielscy choć ciągle powtarzane pytanie czy oglądam telewizję pastora denerwowało. Z drugiej strony wyraz twarzy pytających gdy odpowieadałem, że nie oglądam i nie lubię zapamiętam na długo.
Odniosłem wrażenie, że tylko ja (spośród polskiej części widowni) czytam blog pani Hanny Shen, która informowała tam o spotkaniu.
Samo spotkanie okazało się organizacyjnym sukcesem. Trwało ponad 5 godzin i zapewne nie skończyło by się szybko gdyby nie pracownicy POSK, którzy przyszli przypomnieć, że termin wynajmu sali dawno już minął.
Spotkanie rozpoczął pokaz filmu "Trudno uwierzyć " . Film opowiada o procederze handlu narządami w Chinach, którego ofiarami padają głównie więźniowie członkowie Falun Gong i Ujgurzy. Autorem filmu jest nominowany w 2017 roku do pokojowej nagrody Nobla Ethan Gutmann.
Po filmie jego twórca oraz drugi gość Enver Tohti, ujgurski lekarz, który przeprowadzał operacje pobierania narządów od więźniów odpowiadali na niezliczoną masę pytań.
Enver Tothi oraz Ethan Gutmann |
W drugiej części spotkania oglądaliśmy poprzedzony obszernym komentarzem Hanny Shen film Doris Liu "W imię Konfucjusza". Film opowiada o powstających na całym świecie istytutach Konfucjusza formalnie będącymi jednostkami kulturalnymi zapoznajacymi ludzi z zagranicy z językiem i kulturą Chin. W rzeczywistości są to jednostki rządowe eksportujące chińską propagandę na masową skalę. Często zajmują się też szpegostwem na rzecz Chin. Po filmie rozpoczął się panel dyskusyjny z autorką filmu przerwany jak wspomniałem przez pracowników POSKu.
To ciekawe spotkanie nie rozwiewa jednak chmur gromadzących się od pewnego czasu nad Polską. Chodzi o pewien rodzaj autentycznego uwielbienia dla komunistycznych Chin na które lata temu zapadło środowisko zgromadzone wokół Korwina a obecnie również część narodowców.
Nie jestem dzieckiem, znam reguły gry w polityce. Wiem, że Chiny obecnie są jednym z najważniejszych graczy na światowej arenie politycznej. Jestem świadom, że czasem trzeba prowadzić pragmatyczną politykę z państwami, których delikatnie mówiąc się nie lubi.
Na sporej części polskiej prawicy mamy jednak nie pragmatyzm a autentyczne uwielbienie. Korwin i wolnościowcy zachwycają się rzekomym wolnym rynkiem w Chinach. Zupełnie nie zauważają, że ten wolny rynek jest tylko dla wybranych. Nie widzą braku poszanowania dla własności, nie widzą prześladowań mniejszości czy chrześcijan. Tu rodzi się pytanie co to za wolnościowcy którym nie tylko nie przeszkadzają prześladowania innych ludzi ale też reglamemtowany "wolny rynek". Wolnościowcy chcą obalać układ w Polsce a jednocześnie mdleją z podniecenia na wspomnienie kraju który jest wielokrotnie bardziej opresyjny i skorumpowany.
Podobnie ma się rzecz z częścią środowisk narodowych choć tu przyczyny zachwytu są inne. Jest to często ledwo skrywany antyamerykanizm oraz coś co można nazwać kultem siły. Wielu imponuje, że Chiny tak skutecznie rzuciły,wyzwanie USA. Imponuje prężenie przez nie muskułów. Ja rozumiem, że USA nie są państwem marzeń ale trzeba być wyjątkowym ignorantem by nie wiedzieć jakie zagrożenia niosą ze sobą Chiny.
Nie rozumiem też jak przedstawiciele kraju, który 123 lata był pod zaborami zachwycają się państwem przesladującym co najmniej kilka mniejszości i dażącym do ich powolnej zagłady.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że również Polska prawica przejrzy na oczy i nie wpadniemy z deszczu pod rynnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz