Kilkanaście lat temu byłem ze znajomymi spod znaku mieczyka w Drohobyczu.
Zapytaliśmy o Bruno Schulza , który zginął całkiem niedaleko polskiego kościoła. No dobra to nie jest duże miasto. Wszystko jest niedaleko. Wracając do meritum.
Po latach okazuje się, że historia jest prawdziwa.
Właśnie wyszła książka o Schultzu wydana po angielsku. London review of books szeroko ją opisuje. Choć nic nie jest zero jedynkowe to pismo przyznaje, że artysta związany był przede wszystkim z Polską.
Teraz najlepsze.
Historia z muralami jest prawdziwa. Odkryto je w lutym 2001 roku. Powiadomiono władze Ukrainy oraz polskie ministerstwo kultury.
Jednak wkrótce pojawiło się trzech panów. Dwóch z Yad Vashem i nie wiedzieć czemu oficer IDF.
Murale zostały załadowane na ciężarówkę i wysłane do Polski. Przed granicą jednak transport zatrzymano. Cenny ładunek znalazł się wkrótce....no jak myślicie gdzie?
W słonecznym tel Avivie. Brytyjskie pismo informuje że wladze (Drohobycza?, Ukrainy? nie prezecyzują) oraz policja przytuliły 900 tysięcy dolarów łapówki. Natomiast Polskie ministerstwo kultury zostało przekonane, że dzieło polskiego twórcy powinno zostać w Izreaelu przez ówczesnego ambasadora tego państwa Shevacha Weissa.
Jak sprawa łapówki wyszła na jaw to trochę ją przypudrowano. W 2009 roku stwierdzono, że murale należą do Ukrainy 



ale są na bezterminowymw bezpłatnym wypożyczeniu.
Na największego frajera jak to zwykle bywa wyszło państwo polskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz