środa, 25 maja 2016

Wybory w Londynie

5 maja londyńczycy ruszyli do urn by po raz trzeci w histiorii wybrać burmistrza stolicy Zjednoczonego Królestwa.

Zanim przejdę do podsumowania wyników kilka słów o angielskiej specyfice.
Wybory na burmistrza Londynu mają znaczenie przede wszystkim symboliczne.
Po pierwsze to nie Polska, tu dokańcza się projekty rozpoczęte przez politycznych przeciwników.
Po drugie Londyn nie jest przykładem klasycznego miasta. Jest podzielony na 32 dwie gminy i to burmistrozwie tychże gmin w największym stopniu odpowiadają za stan okolicy. Burmistrz Londynu zajmuje się raczej wielkimi ogólno metropolitalnymi proejktami.
Po trzecie wreszcie. O bogactwie miasta decydują takie ośrodki jak na przykład City czy Heatrow dość mocno niezależne od poszczegolnych decyzji władz miejskich. Poza tym ciężko mi sobie wyobrazić by burmistrz niezależnie od formacji którą reprezentuje świadomie zaczął szkodzic wyżej wymienionym.

Uprawnionych do głosowania było ponad 5 milionow mieszkańców stolicy. Frekwecja wyniosła blisko 46%.

Ostatnie miejsce zajął Ankit Love reprezentujący partię samego siebie. Dostał niecałe 5 tysiecy głosów.

Przedostatnie miejsce z wynikiem 13 tysięcy głosów uzyskał książę Żyliński. 13 tysięcy dało zaledwie pół procentowe poparcie. Polski kandydat poniósł sromotną klęskę, której się chyba nie spodziewał. Po ogłoszeniu wynikow w internecine pojawiły się  liczne głosy podważające sens jego startu lub wprost wyśmiewające się z księcia. Jedna z polskich gazet przyczynę klęski upraruje w jego lewicowosci i braku otwarcia się na inne nacje wschodnioeuropejskie. Inne media z kolei widziały w nim  kandydata prawicy (tak właśnie wygląda "polskie dziennikrastwo" na wyspach).
Tymczasem książę zrobił wszystko co powinien a przegrać i tak musiał. Zainwestował spore pieniądze, był widoczny w polskich mediach. Gdy inaugurował swoją kampanię podczas koncertu Pawła Kukiza w Londynie jego przyboczni zamiast mu słodzic (co niechcący podsłuchałem) powinni mu powiedzieć prawdę. Zamiast opowiadać banialuki o tym jak to wszyscy są zachwyceni jego startem i pytają o szczeguły trzeba było powiedzieć wprost, że praktycznie nikogo osoba księcia nie zainteresowała.
W klęsce Żylińskiego zawiera się prawda o polskiej społeczności w Londynie. Społeczności, której w zasadzie nie ma.
Jest 200 tysięcy narzekaczy, 200 tysięcy ludzi mających pretensje, że komletnie nikt się z nimi w  stolicy Anglii  nie liczy. Jednak gdy pojawia się okazja do zamanifestowania swojej obecności i siły te 200  tysięcy masowo zostaje w domu.

Również 13 tysięcy głosów zdobył reprezentant nacjonalistów z BNP.

20 tysięcy i niecaly procent głosów zdobył zwolennik legalizacji marihuany. Okazuje się że lobby zwolenników legalizacji marihuany jest znacznie silniejsze niż potecjalne polskie lobby.

31 tysięcy i nieco ponad 1% głosów zdobyl Paul Golding z nacjonalistycznej, antyislamskiej Britain First. Apel o poparcie polskiej społeczności trafił na taki sam mur obojętności jak w przypadku księcia Żylińskiego.

37 tysięcy i blisko półtora procent to wynik reprezentanta lewicowej partii Respect.
Reprezentantka feministek dostała 53 tysiące głosów co dało równe 2 procent.
94 tysiące i 3,5% to wynik UKIP.
Liberalni Demokraci zgromadzili 120 tysięcy i 4,5%.
Partia Zielonych to 150 tysięcy głosów i blisko 6% poparcia.

Drugie miejsce, 909 tysięcy głosów i 35% poparcia zgromadził kandydat konserwatystów Zac Goldsmith (liczę tylko pierwsze wskazanie ).
  Wygrał mając blisko milion 150 tysięcy głosów, co dało 44% kandydat partii pracy Sadiq Khan.

Kilka dni przed wyborami miałem okazję oglądać debatę pomiędzy głównymi kandydatami. Odbyła się  w siedzibie Królewskiego Towarzystwa Geograficznego a transmitował ją kanał London Live. Długa merytoryczna debata nie przerywana reklamami, która dała odpowiedź kto zostanie nowym burmistrzem. Goldsmith wypadł bardzo dobrze. Mówił z sensem na tyle na ile pozwala polityczna poprawność. Jego opponent wręcz przeciwnie. Miotał się, był chaotyczny, starał się mówic tak by unikać jakichkolwiek deklaracji.
Zastosował jednak dwa sprytne wybiegi. Po pierwsze starał się zasugerować, że jego opponent może być rasistą próbując rozdmuchać słowa Goldsmitha, który  (w jednym z wcześniejszych wywiadów) powiedział zgodnie z prawdą zresztą, że wśród niektórych grup etnicznych stopień przestępczości jest wyższy niż w innych.
Drugim równie sprytnym zabiegiem było kilkukrotne podkreślanie, że ojciec Khana był kierowcą autobusu a Goldsmith to syn milionera.
Khana nie pogrążyła nawet deklaracja, że jeśli będzie taka potrzeba podniesie council tax.
Goldsmith przegrał bowiem z przedstawicielami wyborów którzy po zakończonej  debacie rozpoczęli zadawanie pytań. O ile biali wybrocy podzieleni byli na lewicę i prawicę. ...oraz femisitki o tyle pozostałe grupy etniczne zadawały pytania wprost podszyte uprzedzeniami rasowymi.
To tutaj upartuję zwycięstwa Khana. Mimo, że nowy burmistrz nie potrafi liczyć pieniędzy, zapowiada podwyżki, zgadza się w zasadzie z każdym co jest przecież niemożliwe był do zaakceptowania przez mniejszości. Trudno było bowiem liczyć, że głos na Goldsmitha oddadzą muzułmanie żądający podczas debaty cenzury bo media są rzekomo antyislamskie czy też dwie murzynki sugerujące z kolei, że londyńska policja to biali raśisci dybiący na życie biednych murzynów.

Tak oto wyglada Londyn 2016. Nowego burmistrza wybrały nam nie sprawna kampania oraz dobry program a uprzedzenia  i brak asymilacji.