niedziela, 24 maja 2009

O pnieniądzu...

Pieniądz i system pieniężny

Pieniądz –miernik wartości wszystkich towarów spełniających w procesie kupna, sprzedaży funkcję środka wymiany. Może być środkiem gromadzenia, czyli tezauryzacji, a także środkiem oszczędności. Jego właściwościami są: zastępowalność tzn. niezmienna i wzajemna wymienialna jednostka wartości, podzielność, która wyraża się w możliwości dalszych podziałów jednostki obrachunkowej na mniejsze jednostki wartościowe, dzięki czemu wartość wszelkich dóbr może być wyrażona bardzo dokładnie, trwałość, tzn. zdolność do utrzymywania niezmiennej w czasie i w skali międzynarodowej abstrakcyjnej wartości oraz rzadkość tj. naturalnej lub sztucznie stworzonej rzadkości znaków pieniężnych i pieniądza żyrowego.
Zanim jednak ludzkość wymyśliła pieniądz, posługiwała się, wymianą towarową wymieniając jedne dobra naturalne na przykład ryby na inne na przykład zboże. Wymianę tę zaczęły praktykować w różnych miejscach na ziemi, nie zależnie od siebie ludy nie mające ze sobą żadnego kontaktu. Nastąpiło to w okresie neolitu. W początkowym okresie wymiana miała charakter lokalny i odbywała się na niewielkim terytorium. Wraz z wkroczeniem niektórych cywilizacji w epokę brązu wydłużają się szlaki handlowe , co przyczynia się do dynamicznego rozwoju handlu właśnie. Powstają pierwsze prymitywne formy pieniądza różniące się w zależności od miejsca pochodzenia na przykład pieprz w Etiopii czy sprasowana herbata w Tybecie. Nie da się jednak precyzyjnie umiejscowić w czasie przejścia z handlu gdzie towar wymieniano na inny towar do momentu gdy za towar dostawano przedmiot o umownej wartości. Takie środki płatnicze miały jednak kilka wad. Po pierwsze były dość łatwo dostępne, po drugie niebyły zbyt trwałe i wreszcie po trzecie ich wartość nie była stała na przykład wartość muszli rosła wraz z oddalaniem się od morza. Dlatego kolejnym etapem ewolucji pieniądza do formy znanej nam dzisiaj był pieniądz metalowy. Najpierw były to metale pospolicie występujące w przyrodzie, następnie metale szlachetne, przede wszystkim złoto.

Jako pierwsi umownie określili wartość pieniądza starożytni Sumerowie ustalając przez kapłanów wartość srebra i złota. Następnie kapłani ustalali wartość wymienną wszystkich towarów. Nie używano jednak złota i srebra w normalnym obiegu pieniężnym lecz przechowywano w świątyni dlatego też system ten upadł wkrótce po upadku samych Sumerów. Jak już wspomniano pozostała część świata (choć z wyjątkami) posługiwała się pieniądzem metalowym, głównie złotym. Przybierał on rozmaite kształty przez co nie był zbyt poręczny a do określenia jego wartości niezbędna była waga. Około roku 680 p. n. e. król Lidii Gyges wynalazł bitą okrągłą monetę. Jej kariera przybrała zawrotną prędkość. Najpierw opanowała resztę świata greckiego następnie Persje i Rzym. Do czasu wynalezienia tzw. balasnsówki (narzędzia do produkcji monet) nie były one idealnie okrągłe. Monety bito przeważnie złote choć ilość złota w nich zawartego była różna. Konkurować ze złotymi próbowały od czasu do czasu monety srebrne. Dlatego Rzymianie uporządkowali ich wartość. I tak najważniejszymi a co za tym idzie najbardziej wartościowymi były odtąd monety złote, potem srebrne i na końcu brązowe.
W Pełni ukształtowana gospodarka oparta na pieniądzu ma jednak minusy. Wynikają one z natury ludzkiej. Jednym z nich jest dewaluacja czyli w systemie kursów stałych ustawowe obniżenie kursu waluty danego kraju; stosowana w celu poprawy bilansu płatniczego (tzw. psucie monety) czyli zestawienie wszystkich płatności kraju z tytułu obrotów z zagranicą . Pierwszym, który dokonał dewaluacji był rządzący starożytnymi Atenami Solon . Po upadku cesarstwa rzymskiego dla pieniądza nastały ciężkie czasy zwycięzcy barbarzyńscy stali na o wiele niższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego niż rzymianie dlatego też na krótki okres czasu w części dawnego cesarstwa powrócono do wymiany towarowej, skutkiem długofalowym upadku cesarstwa było natomiast praktycznie całkowite (ze względu na śladowe wydobycie)zniknięcie monet złotych prym wiodły monety srebrne oraz pojawiające się na szeroką skalę monety z metali pospolitych na przykład miedzi. W większości krajów (tak jak wcześniej) książę albo rząd zachowywał dla siebie prawo do bicia monety jako regale mennicze. Jednocześnie przejmował na siebie gwarancje zawartości kruszcu i zgodności wartości monety z wybitą następną. Jednak jeszcze w średniowieczu książęta spostrzegli, że regale mennicze stanowić mogą dobre źródło dochodów, jeżeli zawartość kruszcu w monecie będzie niższa od wybitej na stemplu. Jak więc widzimy dewaluacja już od początku stosowana była na szeroką skalę. Działania te pociągnęły za sobą inflacje. Jest to wzrost przeciętnego poziomu cen w gospodarce; inflacje dzielimy na pełzającą gdy wzrost cen dochodzi do 2% rocznie; kroczącą gdy dochodzi do 10%; galopującą do 100%; hiperinflację powyżej 100%. Inflacja może dzielić się też na kosztową czyli spowodowaną przez wzrost kosztów produkcji oraz strukturalną spowodowana zbyt wolnym dostosowywaniem się struktury podażu do struktury popytu. Po raz pierwszy w dziejach z inflacją spotkaliśmy się za czasów Aleksandra macedońskiego gdy perskie skarby zalały kraje śródziemnomorskie. Inflacja powróci do Europy na niespotykaną dotąd skalę już na przełomie XVI/XVII wieku. Było to następstwem odkrycia Ameryki skąd zaczęły napływać ogromne ilości złota oraz srebra. Złote monety na powrót zalały Europę. Znaczne zwiększenie handlu sprawiło iż ilość pieniądza w fizycznej postaci na rynku rosła. Wytworzył się system dwukruszcowy. Oznacza to, że w zależności od sytuacji jedna moneta w jednym państwie przybierać mogła różne wartości. Zobrazować można to na przykładzie XVIII wiecznej Anglii. Otóż, kiedy wyspiarska część kraju zalewana była monetą złotą kupcy angielscy handlowali z dalekim wschodem głownie monetami srebrnymi gdyż te dla Azjatów miały znacznie większą wartość.
Pierwszym krajem który odszedł od zasady bimetalizmu czyli dwukruszcowości i postawił ostatecznie na złoto była w 1816 roku Anglia. Przez długie lata pozostawała na tym polu osamotniona ponieważ na kolejny kraj który pójdzie w jej ślady trzeba było czekać aż do 1854 roku, wtedy właśnie na złoto postawiła Portugalia.
Pieniądz papierowy bez którego wydawałoby się ,że nie możemy się obejść miał swój debiut już w XIX wieku p.n.e. w Chinach. W tychże Chinach pieniądz papierowy pod rządami różnych dynastii to pojawiał się, to znikał czasem nawet na dość długie okresy.
Protoplastą pieniądza papierowego w starym świecie była XVII wieczna Francja a ściślej jej kanadyjska kolonia. W związku z tym, że statki z Francji wiozące zapłatę dla żołnierzy, administracji itd. przypływały dość rzadko od czasu do czasu pojawiał się problem braku pieniędzy na bieżące wypłaty. Zatem co sprytniejszy zarządca prowincji zaczął wydawać karty do gry (jedna strona w przeciwieństwie do kart dzisiejszych była gładka) jako bilety płatnicze. Po prostu na gładkiej części zapisywał należne pieniądze na przykład dla żołnierza garnizonu. Po przypłynięciu statku z metropolii karty te wymieniane były na prawdziwe pieniądze. System ten mimo częstej nieprzychylności władz francuskich utrzymał się w samej tylko Kanadzie kilkanaście lat od czasu do czasu naśladowany również w innych koloniach Francuskich.
Za czasów regencji Filipa Orleańskiego pojawił się Szkot Jan Law mający wielki dar przekonywania nakłonił on bowiem Filipa, którego problemem był pusty skarbiec, iż ma plan naprawczy. Jego plan był szalenie prosty, jeśli nie ma pieniędzy należy je wydrukować. Jednak w tamtych czasach istniał tylko pieniądz kruszcowy tym czasem Law zaproponował produkcje pieniądza papierowego. Pieniądze te miały mieć oczywiście pokrycie w metalu o stałej wadze i próbie. Law dostał pozwolenie na otwarcie banku generalnego. Zaczął drukować pieniądze od samego początku nie mające w zasadzie pokrycie gdyż jak już wspomniano skarbiec był pusty. Zakładał on,
że ludzie w przyszłości chcący wymienić banknoty na monety dostaną je z przyszłych
zysków, które spłyną na Francję dzięki wszelakim inwestycjom, rozwijającemu się handlowi itd. zarzucając kraj nadmierną ilością pieniądza nie mającego żadnego
pokrycia spowodował galopującą inflację i ciągły głód tegoż pieniądza. Jego receptą na brak funduszy był dodruk kolejnej ilości banknotów. System taki nie mógł oczywiście funkcjonować na dłuższą metę dlatego upadł już po roku zostawiając finanse wielu francuzów w ruinie. Pieniądz papierowy na kilkanaście lat odszedł w zapomnienie.
Banknoty powrócą znów we Francji w czasach wielkiej rewolucji francuskiej. Rządy rewolucjonistów rozpaczliwie potrzebowały pieniędzy dlatego zdecydowały się sięgnąć po stary sposób Lawa. Powodzenie tłumaczono sobie tym, że obecnie banknoty nie będą miały pokrycia jak poprzednio na przykład w różnych mitycznych przedsięwzięciach w koloniach a w między innymi w dopiero co zrabowanych dobrach kościelnych. Można powiedzieć, że chciano dobrze a wyszło jak zawsze. Potrzeby sprawnego funkcjonowania państwa prowadzącego przecież wtedy wojnę okazały się zbyt duże. Drukowano pieniądze w formie asygnat które tak jak poprzednio po pewnym czasie nie miały żadnego pokrycia, dodatkowo niedobór pieniądza leczono oczywiście jego stałym dodrukiem. Doprowadziło to do hiperinflacji a co za tym idzie kraj do ruiny.
W omawianym okresie system asygnat zaczął być stosowany już w wielu krajach europy z tą różnicą, że na o wiele mniejszą skalę więc nie pociągał za sobą tak katastrofalnych skutków.
Pierwszą współczesną walutą papierową był dolar powołany przez konstytucję amerykańską do życia w 1792 roku. Dolar był oczywiście bity w formie monet złotych i srebrnych jako pieniądz papierowy drukowany był przez prywatne banki od asygnat i innych tego typu rzeczy różnił się tym, że banki drukowały go na czas nieokreślony oraz tym, że każdy bank który zdecydował się na jego druk musiał mieć pokrycie w złocie lub srebrze, w przeciwnym razie bank nie miał prawa go drukować. Posiadacz banknotu mógł w każdej chwili iść do banku i wymienić go na monetę. Dodatkowo dolar był pierwszą narodową walutą w świecie tzn. że tylko on obowiązywał na terenie Stanów Zjednoczonych. W 1864 roku kongres USA ustala
oficjalny kurs jednego obowiązującego odtąd papierowego pieniądza czyli znanego do dzisiaj „zielonego” dolara (wcześniej banki emitowały „różne” dolary). Pierwszą współczesną Europejską walutą papierową był frank Francuski jedenaście lat młodszy od dolara. Od pierwszej połowy XIX wieku pieniądz papierowy tryumfalnie zaczyna wkraczać do kolejnych państw Europejskich. W zasadzie aż do XX wieku wszystkie banknoty mogły być wymienione w każdej chwili na monety złote. W Niemczech na przykład można to było jeszcze zrobić spokojnie w roku 1910. w niektórych krajach na przykład Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii zapisane było nawet na każdym banknocie prawo do wymiany w każdej chwili na monety kruszcowe.
Wraz z ewoluowaniem pieniądza w coraz to nowe formy ewoluowały również systemy pieniężne. Najstarszym systemem pieniężnym znanym praktycznie od czasów gdy pieniądz przyjął swą formę umownego środka wymiany był monetaryzm. Polegał on na tym, że wartość pieniądza powiązana była bezpośrednio z wartością metalu czy kruszców (zarówno złota, srebra, miedzi, żelaza czy cyny). zarówno bimetalizm jak i parytet złota wchodziły w skład monetaryzmu.
Niestety w XIX wiecznej jednoczącej się Europie (Stany Zjednoczone wciąż pozostawały pod wpływami Europy) narastają tendencje centralistyczne opanowywały one każdą dziedzinę życia również pieniądz. Dlatego kraje zaczęły dążyć do ograniczenia liczby banków emitujących pieniądze. Prześledzimy to na przykładzie Stanów Zjednoczonych. Jak już wyżej wspomnieliśmy w kraju tym dolary drukować mógł każdy bank który miał złoto na ich pokrycie. Działo się tak do listopada 1910 roku, kiedy to utworzono system rezerw federalnych czyli centralny bank ameryki. Od tej pory tylko on miał prawo emitować dolary. Jedynym ograniczeniem było to, że nadal musiały mieć pokrycie w złocie. Analogicznie dzieje się w całej Europie. Na tym jednak nie poprzestano. Rządy różnych państw postanowiły wycofać się z pokrycia waluty w złocie. Czyniły tak nie raz z różnych powodów. Czasem przygotowując się do wojny jak uczyniły to Niemcy 31 lipca 1914 roku, od tego dnia pieniądze posiadane przez Bank Rzeszy gwarantowane były wyłącznie przez państwo. Pieniądz taki zwany jest walutą kierowaną lub wolną różni się on tym od mającego pokrycie w złocie, że bank centralny dowolnie ustala znajdującą się w obiegu ilość pieniądza konieczną dla osiągnięcia wytyczonych celów polityki pieniężnej.
W innych państwach dążono wciąż do dalszej centralizacji sektora finansowego. Znów posłużymy się przykładem stanów zjednoczonych gdzie 1 maja 1933 roku prezydent wydał specjalny nakaz dotyczący przymusowego oddania złota posiadanego przez obywateli. Do dziś z monetaryzmu zrezygnowały praktycznie wszystkie państwa. Przyczyną takiego stanu rzeczy były stale rosnące wpływy socjalistów z ich gospodarką planowaną oraz brytyjskiego ekonomisty Jana Keynesa. Zakładał on, że złoto to tylko fetysz. Jego koncepcją był interwencjonizm czyli zespół środków
oddziaływania państwa na gospodarkę jej makroskali. Popyt na pieniądz miał wychodzić z założenia, że ilość pieniądza na którą zostaje zgłoszony popyt jest
określona przez pożądaną wielkość rezerw gotówkowych. Interwencjonizm jest do dziś wiodąca linią polityki monetarnej na świecie.
Po przedstawieniu historycznej drogi rozwoju pieniądza, funkcji, istoty i pojęcia czas omówić jego formy . Pojęcie pieniądza obejmuje pieniądz gotówkowy, żyrowy (wkładowy) o raz surogaty pieniądza.
Podział form według A. Horstmanna wyróżnia pieniądz towarowy czyli powstały w procesie wymiany, pieniądz kredytowy, będący rezultatem udzielenia kredytu, oraz pieniądz autonomiczny, powstały w kreacji kredytu.
Upowszechnił się również inny podział pieniądza, na towarowy i kredytowy. Towarowy to pełnowartościowe kruszcowe monety obiegowe. Cały współczesny
pieniądz jest pieniądzem kredytowym, którego wartość płatnicza jest wyższa niż jego wartość materialna, a jego emitenci podjęli zobowiązania płatnicze w wysokości równej wartości pieniądza.
W rozwijających się gospodarkach coraz większe znaczenie zdobywa pieniądz żyrowy, zwany również pieniądzem księgowym, wkładowym albo w przypadku zapisu magnetycznego odpowiednich kwot pieniężnych pieniądzem komputerowym. Na pieniądz ten składają się wkłady na żądanie lub terminowe w bankach, które jako środek płatniczy nie będący prawnym środkiem płatniczym są używane w płatniczym obrocie bezgotówkowym w postaci zlecenia przekazu, czeku lub weksla. Z punktu widzenia pochodzenia rozróżniamy pieniądz żyrowy banku centralnego oraz banków handlowych.
Pieniądz żyrowy banku centralnego powstaje z wkładów na żądanie instytucji publicznych, banków, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych w banku centralnym, przez utrwalanie obowiązkowych depozytów banków, przez kredyt lombardowy udzielny bankom pod zastaw, przez udzielanie bankom kredytów dyskontowych lub przez skup określonych papierów wartościowych.
Pieniądz żyrowy banków handlowych (komercyjnych) powstaje z lokat gospodarstw domowych, przedsiębiorstw, instytucji publicznych i innych banków. W bankach handlowych na kontach żyrowych i terminowych, które, pomniejszone o wysokość rezerw obowiązkowych oraz powiększone o mnożnik kreacji pieniądza żyrowego mogą stanowić podstawę kreacji kredytu.
Rosnącego znaczenia również nabierają surogaty pieniądza nazywane także substytutem pieniądza lub para pieniądzem. Dotyczy to udokumentowanych lub nieudokumentowanych wierzytelności pieniężnych, które w każdej chwili lub po określonym terminie mogą być przekształcone w środki płatnicze bezgotówkowe lub gotówkowe. Jakość surogatów określana jest przez następujące kryteria:
- stopień płynności przekształcenia pieniądza gotówkowego lub żyrowego odpowiednio do możliwości i terminów
- ryzyko utraty wartości w czasie przekształcania w pieniądz
- wysokość oprocentowania tych surogatów pieniądza.
Wspomniana wcześniej płynność to zdolność podmiotu gospodarczego do natychmiastowego regulowania zobowiązań płatniczych. Zakłada ona, że dany podmiot posiada tytuły majątkowe utrzymywane w formie gotówki, pieniądza żyrowego (bezgotówkowego), substytutów pieniądza, lokat majątkowych lub też w każdej chwili może rozporządzać danym kredytem.
Najpopularniejszym surogatem pieniądza w dniu dzisiejszym są karty płatnicze. Swój początek wywodzą z około 1900 roku ze Stanów Zjednoczonych. W 1914 roku firma Western Union wydała taką właśnie, wykonaną z metalu, kartę, którą najlepsi klienci mogli płacić za usługi firmy. Do wybuchu II wojny światowej stały się one bardzo popularnym narzędziem płatniczym. Płacić można było nimi tylko u wystawców kart. Wojna wyhamowała ich rozwój powróciły dopiero u progu lat 50, XX wieku. W 1950 roku Frank McNamara wraz z Ralfem Schneiderem założyli firmę Diners club produkującą karty płatnicze firma ta zapoczątkowała z czasem istniejącą do dziś
wielką organizację płatniczą. Termin spłaty zadłużenia wynosił 60 dni. Sama karta była kartonikiem z wypisanymi danymi jej posiadacza. W krótce za firmą Diners podążyły następne. W 1958 roku swoją pierwsza kartę o nazwie BankAmericard wydał w Kalifornii Bank of America. Była to pierwsza na rynku karta kredytowa. Klient po otrzymaniu rozliczenia transakcji mógł dokonać spłaty całości zadłużenia lub spłacić kwotę mniejszą, równą co najmniej wyliczonej minimalnej spłacie, by na resztę zaciągnąć kredyt. Do 1966 roku karty te wydawane są tylko w Kalifornii. Od początku lat 60 rozpoczyna się ekspansja kart płatniczych na pozostałe kontynenty.
W Polsce karty płatnicze pojawiły się pod koniec lat 60, jednak były to karty wydawane przez zagraniczne banki i płacić mogli nimi praktycznie tylko zagraniczni turyści. Rynek kart płatniczych w Polsce na szeroką skalę rozwinął się dopiero po 1989 roku po upadku komunizmu. Pierwsze karty wydano w roku 1991 i zrobił to Bank Polska Kasa Opieki SA. Była to karta bankomatowa połączona z rachunkiem oszczędnościo-wym posiadacza. W tym samym roku pojawiła się na rynku, w ofercie Banku Inicjatyw Gospodarczych SA, pierwsza międzynarodowa karta płatnicza VISA typu business. W kolejnych latach liczba wydanych kart płatniczych systematycznie rosła.
Liczba placówek honorujących płatności kartami wzrasta w Polsce systematycznie od kilku lat.
W ostatnich trzech latach zauważalny jest jednocześnie wolniejszy wzrost liczby punktów akceptujących płatności kartami.
Pisząc o pieniądzu nie można nie wspomnieć o systemie walutowym. Samo pojęcie „waluty” obejmuje system pieniężny danego obszaru walutowego właśnie, składającego się przeważnie z jednego terytorium danego państwa a czasami kilku państw połączonych unią walutową .dlatego też pojęcie waluty dotyczy pieniądza obszaru walutowego jako obowiązującego tam środka płatniczego . Z takiego względu pojęcie waluty odnosi się do następujących zagadnień: oznaczania narodowej jednostki walutowej, systemu pieniężnego danego obszaru walutowego oraz powiązań systemów pieniężnych dwóch lub kilku obszarów walutowych.
Waluta występuje też w znaczeniu narodowej jednostki walutowej, to znaczy jednostki pieniężnej państwa lub kilku państw tworzących jeden obszar walutowy w drodze unii walutowej, ma szczególne znaczenie w handlu zagranicznym oraz w międzynarodowym obrocie pieniężnym i kapitałowym. Również kontrakty eksportowe i importowe zawierane są w określonej walucie, jednak równowartość transakcji towarowej jest przekazywana w walucie kontraktu do kraju odbiorcy płatności lub do określonego przez niego kraju trzeciego. Podobnie dzieje się z lokatami pieniężnymi i kapitałowymi. Dlatego też w niektórych krajach istnieje możliwość otwierania przez obcokrajowców kont dewizowych w bankach w walutach obcych lub też zakupu papierów opiewających na waluty zagraniczne.
Waluty można podzielić też pod względem ich znaczenia w świecie dzielimy je na: twarde, które cechuje wymienialność. Oznacza to możliwość wymiany danej waluty o każdym czasie i w każdym miejscu na ziemi na każdą inną. Słabe (miękkie) to z kolei takie waluty, których nie można wymieniać na inne oraz których wywóz z danego obszaru walutowego jest zabroniony lub też obrót płatniczy z za granicą podlega administracyjnym ograniczeniom. Kraje o twardej walucie to najczęściej wysoko uprzemysłowione kraje kapitalistyczne. Kraje o miękkiej walucie to przeważnie kraje trzeciego świata lub o gospodarce centralnie sterowanej. Walutą wiodącą na świecie czyli walutą obdarzona największym zaufaniem jest zawsze waluta twarda. Do niedawna istniały trzy wiodące waluty były to: dolar Amerykański z którym 41 krajów powiązało swoje waluty, frank francuski z którym swoje waluty powiązało 14 krajów trzecią taką walutą był słabnący coraz bardziej brytyjski funt sterling z którym powiązane były tylko 3 kraje. Dziś na placu boju nie ma już franka francuskiego.
Waluty stosuje się również miedzy systemami pieniężnymi dwóch lub większej liczby obszarów walutowych. Ma to swoje odbicie w międzynarodowym systemie walutowym, w międzynarodowym lub dwu stronnym porozumieniu walutowym. Takie porozumienia zobowiązują sygnatariuszy do przestrzegania uzgodnionych reguł między państwowych stosunków walutowych. Jedno państwo należeć może do kilku takich porozumień.
Od czasu zakończenia pierwszej wojny światowej podejmowano kilka nieudanych prób stworzenia jednego międzynarodowego systemu walutowego. Istotne zmiany nastąpiły podczas trwającej od 1 do 24 lipca 1944 roku konferencji w amerykańskim Bretton Woods gdzie przyjęto plan amerykańskiego podsekretarza skarbu Henryka Whitea, oraz częściowo Jana Keynesa. Aby zastąpić czymś narzuconą dawniej przez złoto dyscyplinę powołano 2 instytucje współpracy międzynarodowej: Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju, którego zadaniem jest wspomaganie pomocą długoterminową borykających się z problemami gospodarek, oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy, którego siedziba znajduje się w Waszyngtonie, pełniący funkcję policji monetarnej, interweniującej natychmiast i stabilizującej bilanse płatnicze, oraz udzielający kredytów stabilizujących i krótko terminowych. Nowo utworzony fundusz rejestruje parytety walut określonych w złocie, a każda modyfikacja parytetu o ponad 10 procent wymaga jego zgody. Kapitał Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) stanowią składki członkowskie, których wysokość odpowiada znaczeniu poszczególnych państw w świecie, uiszczane w czwartej części w złocie, zaś w trzech czwartych w walucie narodowej. Każdy kraj ma „prawo ciągnienia” (czyli prawo korzystania z kredytów) i głos w zarządzaniu MFW proporcjonalny do wpłaconej kwoty.
Z czasem do MFW przystępuje większość państw w tym niektóre komunistyczne. System z Bretton Woods runął w 1973 roku .

sobota, 25 kwietnia 2009

Ciekawy artykuł

Autor: Krassimir Petrov. tłum Paweł Listwan

“I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś służyła dalszemu wzmacnianiu dominacji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.

Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.

W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica [między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.

Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka “armaty i masła” z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt “wielkiego społeczeństwa” L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem - z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata. Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia 1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o “zerwaniu więzi między dolarem a złotem”, ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł na to poradzić.

Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako zapłatę za dobra ekonomiczne - stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc dać światu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.

Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę naftową. Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi. Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Husajn. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie. Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji “Szok i Przerażenie” w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiego imperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany.

Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż - przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał więc mieć inny powód do inwazji na Irak.

Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen:(1) w obronie własnej; albo(2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w “The Rise and Fall of the Great Powers”, wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji, program “Ropa za żywność” został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie misji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.

II. Irańska Giełda Naftowa

Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń “jądrową”, która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro. Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów. Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo na rezerwy w euro.

Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami - eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi. Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywie ideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.

Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obie praktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu - europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanie planowanej giełdy:
Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.
Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dla USA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą dostępną opcją.
Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samych względów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.
Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią. Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą - między groźbą deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje “klasyczne lekarstwo” deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie - totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych, odpalić “helikoptery” i “zatopić” rynek powodzią dolarów, ratując przed bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.

Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed - przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca “Black Hawk”, bez wątpienia wybierze inflację. “Helikopterowy Ben” nie pamięta wprawdzie America’s Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie “zimy Kondratiewa”. Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany złotem.”

środa, 22 kwietnia 2009

Suwerenność

To mój drugi i ostani tekst któy ukazłą sie na stronie KP Orle Gniazdo 30 V 2007. Znów pisany za pięc dwunasta. Tekst dość kontrowersyjny bo niektóre sprawy potraktowane są dośc skrótowo.



Modnym, zwłaszcza w perspektywie naszego wejścia do Unii Europejskiej było słowo suwerenność. Przeciwnicy aneksji Polski do struktur unijnych, że owa suwerenność utracimy, zwolennicy natomiast uparcie twierdzili iż to tylko wymysł ciemnogrodzian i nic takiego miejsca mieć nie będzie. Pomimo naszego wstąpienia do Unii Europejskiej słowo to w rozmaitych dyskusjach wciąż się pojawia aczkolwiek już znacznie rzadziej niż poprzednio. Mimo to warto jeszcze raz zastanowić się nad tym jak to właściwie z nasza suwerennością jest.
Polska po raz pierwszy zaczęła tracić swą suwerenność na przełomie XVII/XVIII wieku. Ogromne wpływy uzyskała wtedy carska Rosja (zresztą nie tylko ona). Doszło nawet takiego curiosum, że nasz kraj stał się areną zmagań zbrojnych państwo ościennych choć sama Polska formalnie w wojnie nie uczestniczyła! Po wygaśnięciu unii Polsko-Saskiej wpływy Rosji stały się już tak ogromne, że w zasadzie staliśmy się jej państwem satelickim. Jak to się skończyło wszyscy doskonale wiemy. Na 123 lata zniknęliśmy z areny dziejów mimo iż Polacy często za wolność naszą?? I waszą służyli jako mięso armatnie w niejednej wojnie czy rewolucji.
W 1918 roku odzyskaliśmy wreszcie wolność. Staliśmy się krajem, który o swych losach wreszcie decydował sam. Mimo iż mieliśmy dwóch potężnych sąsiadów prowadziliśmy własna politykę wewnętrzną jak i zewnętrzną choć często dzięki krótkowzroczności sanacji katastrofalna w skutkach. Jednak były to nasze decyzje nie narzucone przez nikogo z zewnątrz. Wolność niestety trwała tylko 20 lat. II wojna światowa położyła jej kres. W 1944 roku zaczęła się powoli kształtować nowa ponura rzeczywistość. Skończyły się marzenia o odzyskaniu wolności. Narzucony został nam obcy, azjatycki system (przy zgodzie państw zachodnich). Polska suwerennym krajem był tylko formalnie. Decydować mogła tylko o sprawach błahych. Najważniejsze decyzje podejmowała za nas Rosja, tyle, że już nie carska a radziecka. Stan taki pomimo „odwilży” po śmierci Stalina trwał w zasadzie do roku 1989 gdy narodziła się III RP. Okazało się jednak, że tak długo żyliśmy pod obcym dyktatem iż nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której o losach ojczyzny decydować będziemy sami. Dlatego już wkrótce po ukształtowaniu się III RP zapragnęliśmy „gdzieś należeć”. Wszystko jedno gdzie. Byle tylko nie byś samemu bo przecież wtedy sami bez niczyjej pomocy musielibyśmy decydować o tym co zrobić z naszym krajem. U w ten oto sposób po kilku latach zabiegania przyjęto nas do NATO. Zachwytom nie było końca. Mamy z tego same korzyści. Na przykład Stany Zjednoczone łaskawie pozwoliły nam kupić za ogromne pieniądze supernowoczesne samoloty F-16 (warto pamiętać, że ten model samolotów latały już podczas wojny w Wietnamie!). Głosy polskich inżynierów mówiących, że za tak wielkie pieniądze można by skonstruować własny samolot (w końcu do niedawna posiadaliśmy własny przemysł lotniczy) to tylko głos ciemnogrodu. Inny członek NATO, nota bene nasz odwieczny przyjaciel, „oddał” nam swe czołgi bo inaczej musiałby pociąć je na żyletki. Co z tego, że mamy własny model czołgu, sojusznika trzeba wspierać. Co z tego że czołg ów strzela amunicją której w Polsce się nie produkuje, można ja w sprowadzić od sąsiada. I wreszcie najnowszy pomysł Stanów Zjednoczonych, które w zasadzie zarządzają NATO niemal jak własnym folwarkiem – tarcza antyrakietowa. Pomysł wspaniały, niestety tylko z punktu widzenia Waszyngtonu. Przecież tarcza ma chronić ich nie nas. W razie ataku – państwo agresor najpierw zniszczy tarczę a przy okazji cześć naszego kraju. Czy znów mamy jak dawniej stać się areną wojny w której nie uczestniczymy? Oczywiście, ktoś odpowie, w razie ataku NATO nas obroni. Niestety śmiem w to wątpić. Bo niby kto miałby to uczynić? Francuzi będący mistrzami w podnoszeniu rak do góry? Brytyjczycy, którzy dali ostatnio popis tchórzostwa w Zatoce Perskiej (zresztą na temat wartości brytyjskiej armii żartował już Bismarck mówiąc, że jeżeli ta zrobi desant w okolicach Hanoweru to on wyśle policję by ją aresztować) ? Wiem, wiem pewnie to Stany Zjednoczone nas obronią. Przypomnę tylko kilka faktów : wojska amerykańskie poległy w Wietnamie, skompromitowały się w Somalii. Od kilku lat nie radzą sobie w Afganistanie czy Iraku. Jakie wiec będą miały szanse z przeciwnikiem którego siłę i okrucieństwo doskonale znamy. Do tego trzeba dodać zagrożenie terrorystyczne, które po zainstalowaniu elementów tarczy antyrakietowej wzrośnie niebywale. Elementy tej tarczy znajdujące się na terytorium RP będą oczywiście pod kontrolą Stanów Zjednoczonych. Tym samym nie zyskujemy jedynie zagrożenie militarne nie dostają nic zamian.
O ile jednak nasze członkostwo w NATO można traktować w ramach pomyłki o tyle wstąpienie do Unii Europejskiej to już tragedia. Z marionetki Moskwy stajemy się marionetką Brukseli. Jest to sytuacja o tyle kuriozalna, że do Unii wstąpiliśmy dobrowolnie. Za pieniądze naszych podatników utrzymujemy armię biurokratów. Unia potępia polską homofobie, rasizm, nietolerancje, zjawiska w Polsce całkowicie wirtualne. Powoli dochodzi do tego, że nie tylko musimy uważać na to czy jesteśmy wystarczająco tolerancyjni ale tez gdzie budujemy obwodnice. W podobno wolnym kraju biurokratyczny twór stara się rozkazywać i mówić nam gdzie wolno budować drogi! W ramach „uczciwej konkurencji” każe stoczniom zmniejszyć produkcję bo wodujemy za dużo statków! Dostosowanie się do zaleceń unijnych to zagłada dla stoczni. Niedostosowanie to wielkie kary. Takich przykładów ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy jest znacznie więcej a to dopiero początek. Przed nami jeszcze konstytucja europejska, którą na siłę chcą przepchnąć Niemcy czy sprawa euroarmi.
Można mieć tylko nadzieję, że naród w końcu się otrząśnie i przejrzy na oczy i wrócą czasy gdy nikt nie dyktował nam co mamy robić. W przeciwnej sytuacji obudzimy się za kilka lat z ręka w nocniku. Wtedy będzie już za późno. Dlatego już teraz należy zacząć naprawiać błędy ostatnich lat. Wciąż jest szansa byśmy powrócili na należne nam miejsce w świecie.
Dzis założyłem bloga, jednak zdarzało mi sie pisywać juz wcześniej. Różnica była jednak taka, że wcześniej pisałem na szybko. Coś było potrzebe na jutro rano więc bywało różnie. W internecie zadebiutowałem kruciutkim tekstem o gospodarce, który ukazał się na stronach efemeycznej organizacji KP Orle Gniazdo 27 IV 2007 roku. Wkleję go tutaj, żeby rozpocząć z humorem bo czasem warto pośmiać sie z samego siebie. Nie żebym niezgadzał sie z tezami zawartymi w ponizszym tekście. Po prostu nie uważam żeby był najwyższych lotów.

Gospodarka. Jaki jest jej stan? Jeśli wierzyć różnym doniesieniom medialnym i ekspertom na zamówienie stan naszej gospodarki jest dobry i stale się poprawia, społeczeństwo jednak tego nie dostrzega bo… No właśnie dlaczego? Bo jest zbyt ciemne? A może po prostu robi na złość rządzącym niezależnie od tego z jakiej opcji by się nie wywodzili. A może to wszystko to tylko propaganda sukcesu serwowana nam od wielu lat by ukryć prawdziwy stan. Jeśli się rozejrzeć to rzeczywiści możemy dostrzec rozwój gospodarczy. Niestety nie u nas a u naszych sąsiadów wprowadzających niezbędne reformy przed którymi Polska wciąż się broni. Nasz kraj od lat tonie w socjalizmie, który jest zabójczy dla gospodarki. Socjalizm jest jednak atrakcyjny politycznie. Hasłami socjalistycznymi często wygrywa się wybory. Polityk obiecujący coś „za darmo” lub w ostateczności jakieś dopłaty, dotacje itp. ma znacznie większe szanse w szrankach wyborczych z kimś kto nie tylko takich obietnic nie składa ale jeszcze każe społeczeństwu na swój dobrobyt „zapracować samemu”. Niestety w tych wszystkich socjalizujących obietnicach kryje się pewien haczyk, z którego najczęściej doskonale zdają sobie sprawę politycy je wygłaszający. Rozwiązania takie przynoszą tylko chwilową korzyść za którą po czasie przyjdzie bardzo drogo zapłacić. Gospodarka zamiast się rozwinąć pogrąży się w kryzysie jeszcze bardziej. Jednak polityków to nie obchodzi. Oni swój cel osiągnęli wygrali wybory. Cierpieć będzie tylko społeczeństwo które w ten sposób płaci za swą krótkowzroczność. Sytuacja taka powtarza się z każdymi kolejnymi wyborami. Partie kusza pięknymi programami nastawionymi na chwilową korzyść a wyborcy się nabierają. W tej sytuacji polityk zawsze wygrywa. Ma program na dziś, nie myśli o tym co zdarzy się jutro. Dziś wygrał wybory a jutro gdy skończy się kadencja klęską obarczy aktualnie rządzących i znów będzie miał szanse powrócić na szczyty władzy. Czy którakolwiek opcja dotychczas rządząca miała długofalowy program gospodarczy wykraczający swoimi ramami poza okres kadencji? Oczywiście żadna nie miała i nie ma. W końcu myśl socjalistyczna tak daleko nie sięga. „Wspaniałe rozwiązania” dziś to wzrost podatków i bezrobocie jutro. Pamiętajmy o tym i w najbliższych wyborach pomyślmy o sobie, nie o politykach. Po raz pierwszy powiedzmy nie socjalizmowi. Wybierzmy wolność i dobrobyt. Wybierzmy wolny rynek.

P.S. Błedy ortograficzne oryginalne, z takimi właśnie się ukazał.
Urodziłem się w 1984 roku w Rawiczu. Od kilku lat mieszkam w Poznaniu.Jak słusznie zauważył Janusz Korwin-Mikke od pisania o sprawach prywatnych jest pamiętnik, natomiast blog mimo tego co próbują lansować niektórzy pamiętnikiem nie jest dlatego wpisów z mojego życia prywatnego nie będzie.



Jestem konserwatywnym liberałem (choć nie skrajnym). Według testu ze strony www.testpolityczny.pl jestem kapitalistą dyktatorskim chyba tylko dlatego, że głęboko wierzę w monarchię a demokracje mam w poważaniu.