wtorek, 28 czerwca 2016

Brexit

W referendum dotyczącym wyjścia z UE, które odbyło się  23 czerwca zwyciężyli zwolennicy niepodległości UK.
Dziwi mnie zaskoczenie europejskich elit. Każdy bowiem sondaż pokazywał, że poparcie dla opuszczenia UE oscyluje w granicach 50% a nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć że jeśli sondaż dotyczy zagadnienia nie lubianego w lewicowych kręgach zazwyczaj jest niedoszacowany.

Frekwencja była wysoka wyniosła 72%. Za niepodległośćą głosowało 52% wyborców. O 1,3 miliona więcej niż za pozostaniem w UE.
Za pozostaniem w UE głosowała Szkocja, Londyn oraz Ulster. Za opuszczeniem UE głosy oddali Anglicy oraz Walijczycy (co lekkim zaskoczeniem jest).

Po ogłoszeniu wyników wyborów obserwowaliśmy szok strony postępowej. Po paru godzinach doszli jednak do siebie i zaczęli ujadanie. Okazuje się więc ,że ludzie zagłosowali za wyjściem dla żartu, że kampania za wyjściem była nieuczciwa więc referendum należy  powtórzyć! Okazało się również, że za wyjściem głosowali ludzie powyżej 45 roku życia a tu chodzi przecież  o przyszłość czyli o młodych, którzy mieli inne zdanie. Gdyby za wyjściem głosowali młodzi opowiadanoby z kolei, że są niedoświadczeni i należało słuchać starszych.

Jak było naprawdę?
Kampania za wyjściem była pełna uogólnień jednak dokładnie to samo można powiedzieć o kampanii wzywającej do pozostania w UE.
Za wyjściem podobno głosowały osoby gorzej wykształcone. Przypuśćmy, że to prawda choć nie bardzo wierzę tego typu sondażom. W UK różnica w wykształceniu znaczy  niewiele  gdyż przy tutejszym poziomie edukacji osoby lepiej wykształcone tytanami inteligencji naprawdę nie są.
Ośrodki akademickie głosowały oczywiście za pozostaniem w UE. Wiedząc o tym, że większość uczelni jest lewicowa lub bardzo lewicowa jeśli akademicy wzywają do głosowania za pozostaniem rozsądny człowiek zagłosuje za wyjściem.

Brytyjczycy głosując za lub przeciw kierowali się bilansem zysków lub strat. Jeśli odzrzucimy margines głosujacy z obu stron (bananową tępawą lewicową młodzież uważam za taki sam margines jak benefit clas) mamy społeczeństwo które na chłodno kalkulowało.
Szkocja głosowała za posostaniem w UE nie dlatego, że ją kocha tylko dlatego, że ma największe powiązania handlowe z Francją. Ulster głosował za UE bo ludzie będący Irlandczykami  obawiają się kontroli na granicy z Irlandią. Ci którzy są lojaliststami głosowali za wyjściem bo dla nich kontrola graniczna jest nieistotna. Anglicy oraz Walijczycy głosowali za wyjściem bo są już potwornie zmęczeni imigracją oraz wierzą, że dzięki zaoszczędzonym pieniądzą których do Brukseli nie będą musieli już wpłacać zreformują służbę zdrowia. Londym głosował za pozostaniem w UE bo jest najbardziej imigranckim miastem w całej UK.

Szczerze mówiąc tej chłodnej kalkulacji zazdroszczę brytyjczykom. Polacy po Bretixie wpadli w histerię, zarówno ci zwykli zjadacze chleba jak  rownież media. Od dwóch dni zaroiło się od bzdurnych informacji. Niewielkie incydenty rozdmuchiwane są do poziomu tragedii. Jakże prawdziwie brzmią dziś słowa Dmowskiego który powiedział, że  Polacy to naród kobiecy.

Niebezpiecznym zgrzytem jest próba zbierania podpisów pod kolejne referendum. Podobno zebrano już dwa miliony podpisów choć wiadomo też, że część z nich jest sfałszowana. Mam nadzieję, że premier się nie ugnie i podtrzyma to co powiedział wczoraj czyli, że ponownego referendum nie będzie. Byłby to niebezpieczny precedent na wyspach.
Próba ponownego rozpisania ferefendum pokazuje prawdziwą twarz lewicowych piewców demokracji. Jest im ona tak długo potrzebna jak długo wszystko przebiega po ich myśli.


Co dalej z UK?
Wszystko zależy od politykow. UK może stracić na wyjściu może też  zyskać w zależności od tego czy rządzący wyspą wykażą się umiejętnościami realnego  rządzenia i dyplomacji. Osobiście myślę, że dadzą radę.
Co z Ulsterem?
Nie wierzę w jego niepodległość jak przekonywało mnie wielu miejscowych (londyńskich) Polaków. Gdybym był premierem UK to jutro poleciałbym do Dublina i załatwił umowę o małym ruchu granicznym. IRA straciłaby swój główny argument.
Jeśli zaś idzie o Szkocję to przypomnę tylko że  Szkocja nie chce się odłączyć od Brytanii po Brexicie tylko próbuje tego od kilkuset już lat wiec nihil novi.

wtorek, 14 czerwca 2016

Pamiętnik emigranta cz. II

Jak wspominałem pracę podjąłem 11 dni po moim przyjeździe.
Zostałem zamiataczem ulic. Konkretnie zamiatałem liście  (była to praca sezonowa) w południowo zachodnim Londynie.  Praca ciężka. Dzięki niej poznałem czym jest angielska zima. Ulewy były co drugi dzień. Padało godzinami. Nie ma tu temperatur kilkanaście stopni poniżej zera ale padający przez  osiem godzin pracy lodowaty deszcz i wiatr sprawiają że człowiek czuje się jakby było około -20.
Pracowałem tak blisko dwa miesiące. Następnie przez kolejne pół roku brałem każdą pracę tymczasową dzięki czemu poznałem kilka, magazynów,  fabryki żywności,  czy firmę robiacą nadruki. Jednak to moja pierwsza praca zaważyła na tym, że nie zdecydowałem się wracać.

Zobaczyłem na własne oczy czym różni się brytyjskie podejście do pracownika od polskiego.
Proszę sobie  wyobrazić osobę sprzątającą ulicę w waszej miejscowości. W Polsce ktoś taki będzie niewidzialny.  Nie będziemy go zauważać lub będziemy omijać szerokim łukiem.  Rodzice będę go pokazywać dzieciom i mówić ucz się Jasiu bo inaczej skończysz jak  on.
Jak to wygląda w UK?
Miejsca gdzie pracowałem to nie dzielnice imigranckie tylko stary dobry Londyn jaki ogląda się w filmach.
Mijający nas ludzie kilka razy dziennie mówili dzień dobry Siergiej jak się masz (pracował tam już około 7 lat). Pewna pani wprowadzająca psa zaczepiła nas mówiąc strasznie dziś zimno może napilibyście się herbaty.  Gdy propozycję uznaliśmy za interesująca oddaliła się by wrócić po około 20 minutach z dwoma dymiącymi kubkami herbaty.

Druga bardzo wymowa scena.
Sprzątaliśmy właśnie ulice na której zaparkowanych było 6 aut marki Porsche  (w UK nie jest to absolutnie marka luksusowa ), Bentley oraz Rolls Royce. Gdy byliśmy już w pobliżu tego ostatniego z domu wyszedł właściciel samochodu. Wysoki, około 50tki,  w drogim garniturze. Człowiek  ów pyta nagle czy jego auto nie przeszkadza nam w pracy. Bo my przecież tak ciężko pracujemy by jego ulica wyglądała czysto. Oczywiście oświadczyliśmy, że takie auto nie może przeszkadzać. Jego właściciel jednak nie uwierzył. Wpadł na pomysł, że pojedzie nim na sąsiednią ulicę i za chwilę wróci. Jak oświadczył tak zrobił. My zdążyliśmy w tym czasie sprzątać miejsce gdzie wcześniej stał samochód. Gdy wrócił jeszcze raz podziękował za naszą ciężką pracę po czym udał się do swojego domu.

Opisane powyżej sceny są czymś naturalnym w społeczeństwie brytyjskim. Podkreślam brytyjskim nie imigranckim.

Podobnie rozkładają się relacje pracownik pracowadca. Nigdy w UK nie miałem problemów z aglojęzycznymi szefami za to prawie zawsze z przełożonymi pochodzącymi z Polski lub innych krajów dawnego bloku wschodniego.
Relacja z przełożonym anlojęzycznym to zawsze była relacja pracownik pracodawca.
Relacja z przełożonym pochodzącym z krajów Europy Wschodniej to prawie zawsze była relacja poddany pan i władca.
Spóźcizna po komunie wciąż dobrze się trzyma w naszym regionie Europy.