wtorek, 20 grudnia 2011

W Bydgoszczy o Pogoni

Na portalbydgoski.pl ukazał się artykuł o Pogoni Lwów. Swoje trzy grosze dorzuciła moja skromna osoba. Zapraszam:
http://www.portalbydgoski.pl/pogon-lwow-symbol-jednaczacych-sie-polakow-na-ukrainie

niedziela, 4 grudnia 2011

Święto Polonii na Syberii

Krótki filmik obrazujący życie kulturalne Polonii w Tiumeniu. Działa tam Obwodowe Centrum Polskiej Kultury i Oświaty "Latarnik", założone w 1993 roku przez Henryka Fiela skupiające około 400 osób. Ogólnie na Syberii rozsianych jest przynajmniej kilka tysięcy Polaków.

Film można obejrzeć pod adresem:
http://www.youtube.com/watch?v=MTt2kG4Q6vs&feature=related

poniedziałek, 28 listopada 2011

Ziemkiewicz jak zawsze w dobrej formie

Historia; trzeba głośno mówić

Na targach książki historycznej nigdy jeszcze nie wydałem tak mało pieniędzy, choć, jak zawsze, wyszedłem obładowany. Aż głupio się przyznawać, ale przeważnie wystarczało mi zainteresować się konkretnym tytułem, by życzliwy wydawca zaczął nalegać na przyjęcie gratisa. W najmniejszym stopniu nie przypisuję tej życzliwości jakimś swoim zasługom, wynikła ona z ogólnego nastroju, czyniącego z Targów swoistą kontynuację Marszu Niepodległości. Już u drzwi spotkać można było rekonstruktorów w historycznych mundurach, w tym − tak się akurat złożyło − także w TYM konkretnym historycznym mundurze Legii Naddunajskiej, który niemieccy troglodyci, ściągnięci tu do zablokowania niepodległościowej manifestacji, uznali za atrybut „polskich nazistów”.

Jeśli się zastanowić, to ze swego punktu widzenia oni wszyscy mają rację. Ten głupi osiłek, jego niemieccy i polscy towarzysze, i „Porozumienie 11 Listopada”, które ich tu wezwało do bicia polskich narodowców, i „Krytyka Polityczna”, która usłużnie użyczyła sponsorowanego przez podatników lokalu na skład pałek, baniek z gazem i kastetów. Mają rację propagandyści z „Wyborczej”, brnący z dnia na dzień coraz głębiej w oszczerstwa i kłamiący w żywe oczy, by stworzyć swym pupilkom atmosferę przyzwolenia i bezkarności, mają rację pan Wajda z panią Holland i inne dyżurne autorytety, które własnymi podpisami postanowiły zaręczyć, że zatrzymani przez policję niemieccy chuligani to niewinni turyści, obecni w tego dnia Warszawie czystym przypadkiem, a arsenał do „Krytyki Politycznej” podrzuciła sama policja.
Ze swego punktu widzenia, powtórzę. Z ich punktu widzenia budzenie zainteresowania historią Polski, uczenie tej historii młodych, popularyzowanie jej, jest niewskazane, a nawet wręcz groźne.

Polakowi niech wystarczy Gross i szydercze wzmianki „autorytetów”, więcej się własną przeszłością interesować nie powinien. Z takiego zainteresowania wyniknąć może tylko tyle, że jeszcze mu nagle błyśnie w oczach „dawnego przodków jenijuszu świetność” i zamiast pokornie ssać euromądrości transmitowane doń przez salony, zacznie roić o bohaterach, dawnej chwale biało-czerwonych sztandarów − a to już prosta droga do faszyzmu. Skutki − wiadome. „Wzbiera brunatna fala”, „osiem tysięcy nazistów przemaszerowało przez Warszawę”, „w ostatnich latach naziści dopuścili się w Polsce kilkudziesięciu morderstw”. Wprawdzie w kilkudziesięciotysięcznym Marszu nie udało się czujnym tropicielom faszyzmu dostrzec ani jednego, ani nawet pół „naziola”, ale udało się obietnicą „ustawki” z Niemcami ściągnąć trochę agresywnych kibiców, no i byli też rekonstruktorzy, których od dawna już „Wyborcza” tępi za „urządzanie strzelanin na ulicach polskich miast”. Dla osobników pokroju Beylina, Blumsztajna czy Domosławskiego to zupełnie wystarcza, by uznali rozkręcenie histerii przeciwko tradycji Dmowskiego i całemu w ogóle Świętu Niepodległości za całkowicie uzasadnione.

Wieczorem tego samego dnia zaproszono mnie do dyskusji po zamkniętym (innych urządzać autorom nie wolno) pokazie filmu „Historia III RP”, przygotowanego niegdyś dla TVP „Historia” i od lat trzymanego przez telewizję pod kluczem. Usiłowałem znaleźć w tym filmie cokolwiek, co można by zakwestionować. Ale cały problem twórców tego „półkownika” − jednego z bardzo wielu w III RP − polega na tym właśnie, że zrobili film z obrazów, relacji i wydarzeń powszechnie znanych, tylko nigdy nie układanych w jeden, logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Proste opowiedzenie ich w takiej kolejności, w jakiej miały miejsce, czyni całą naszą historię najnowszą całkowicie niecenzuralną, nie przystającą do oficjalnej narracji. Więc działa mechanizm jak z Zyzakiem, Cenckiewiczem czy Gontarczykiem − nie można zaprzeczyć, to trzeba zakazać.

W III RP historia funkcjonuje tak, jak ją kiedyś prezentowano maluczkim na odpustach − w postaci serii oderwanych obrazków, ustawianych pod czujnym okiem narratora opowiadającego na wszelki wypadek widzom, co właśnie widzą. Oto, szanowna publiczności, obrazek: dzielna tramwajarka zatrzymuje tramwaj. To nowy obrazek, którym zastąpiliśmy poprzedni, „dzielny elektryk skacze przez płot”, z powodu że płot gdzieś nam zginął i nie można go znaleźć, ale najważniejsze w tym obrazku jest, że zarówno elektryk, jak i tramwajarka, są dziś po słusznej stronie, po stronie władzy, i poglądów „normalnych, europejskich”. Poproszę teraz na scenę uczestników kolejnego obrazka: „światłe elity z obu stron historycznego podziału porozumiewają się w sprawie reform i włączenia Polski do Europy”…

Jakoś tak uświadomiłem sobie, że nie napisałem dotąd o książce Bohdana Urbankowskiego „Czerwona Msza”. Jest to jedno z najważniejszych źródeł, potrzebnych do zrozumienia naszej obecnej sytuacji − historyczny esej daleko wykraczający poza insynuowane mu „lustrowanie”, co jaki lizus napisał za Stalina na jego cześć. Urbankowski opowiada o procesie tworzenia w podbitym kraju przez okupanta nowej, kolaboranckiej elity, i o zastępowaniu nią eksterminowanych równolegle resztek warstwy przywódczej z czasów suwerenności.

Taka kolaborancka − niektórzy piszą mądrze „kompradorska” − elita jest zawsze zasadniczym problemem społeczeństw postkolonialnych, do jakich niewątpliwie się po półwieczu PRL zaliczamy. Ci, którzy są − że znowu się posłużę frazą Mickiewicza − „na narodu wierzchu” nie są wcale „na narodu czele”. Bardziej czują się związani z metropolią, niż z własnym ludem, od którego oddziela ich wzajemna niechęć, płynąca zarazem z kompleksu wyższości i lęku. Nie są w stanie tworzyć dla „tubylców” wizji, planów, strategii, poza jedną − mają przestać być sobą, wypluć z siebie swe tubylcze tradycje, stać się na podobieństwo kolonizatorów, których tutejszymi przedstawicielami, swoistym pasem transmisyjnym cywilizacji, jest właśnie owa postkolonialna elita.

W „Michnikowszczyznie” próbowałem opisać dalszy los tej formacji, którą zainstalował tu generał Sierow − proces przekształcenia postkolonialnej elity peerelowskiej w elitę III RP, na zasadzie „amnezja i zachowanie wpływów oraz szacunku za posłuszeństwo nowym prorokom, nowej idei i nowej metropolii”. Nikczemny przyjaciel Czesława Miłosza chwalił mu się w znanym liście, że „sowieckimi kolbami wybijemy Polakom z głów alienację”. Jego duchowi potomkowie też nie są w stanie sformułować programu, który miałby być wykonany inaczej, niż przez siłę zewnętrzną. Unijnym nakazem, eurodyrektywą, tresurą zachodnich mediów, zarządzeniem Komisji Europejskiej lub europarlamentu − w ostateczności, jeśli trzeba, pałkami niemieckich „antyfaszystów”. Zamiast budzących do wczoraj pogardliwy uśmieszek elit, a od wczoraj ich otwartą agresję, tubylczych tam-tamów na cześć Boga, Honoru i Ojczyzny − przyszłe roztopienie się w europejskiej rodzinie. Zamiast biało-czerwonej patriotycznej cepelii − ogólnikowa „kolorowość” pod tęczowym sztandarem. Zamiast cierpień dusznych, „mrocznych wyziewów mesjanizmu” i „demona polskiego patriotyzmu” − radosna obfitość kolorowych towarów w supermarkecie i beztroskie zawierzenie swych losów silniejszym, tworzącym „główny nurt europejskiej polityki”. Nie wszystkim ta oferta odpowiada, nie wszyscy uważają, że warta micha obroży? Spokojnie, w razie czego odwołamy się do naszych przyjaciół z Europy, a oni już pogodzą tubylczy motłoch z dziejową koniecznością.

Wobec tak światle się rysującej przyszłości, po co tubylcom uczyć się własnej historii, już unieważnionej? Po co urządzać „strzelaninę na ulicach miast” i parady w historycznych mundurach, zamiast paradować w różowych perukach i z kolorowymi piórami w tyłkach? Trzeba ten cały historyczny balast po apuchtinowsku obciąć (wystarczy, żeby tubylcy znali Grossa) plasterek po plasterku, zaczynając od Dmowskiego i jego tradycji „polskiego faszyzmu”, a potem stopniowo obrzydzając i delegalizując kolejne przejawy polskiej zaściankowości i ciemnogrodu.

Tylko, sądząc po frekwencji i na Marszu, i na Targach, jakoś słabo się udaje. Może dlatego, że metropolia przędzie coraz cieniej i jakby mniej imponuje, niż jeszcze kilka lat temu?

czwartek, 24 listopada 2011

Tak się zastanawiam...

Tak się zastanawiam. Liczba unikalnych użytkowników odwiedzających tego bloga sięgnęła 599 osób. Niewiele. Tymczasem po opublikowaniu ostatniego posta, w którym padła nazwa Białoruś aż 8 z 9 odwiedzających tego bloga pochodziło z Rosji. Ciekawe dlaczego...

sobota, 19 listopada 2011

Miała być Irlandia a jest "Białoruś"

To niewyobrażalne! Brutalnie skatowany przez policjanta uczestnik Marszu Niepodległości został w trybie przyspieszonym skazany za... pobicie funkcjonariusza. Dziennikarze "Gazety Polskiej Codziennie" jako pierwsi dotarli do pobitego

Dotarliśmy do pobitego przez policjanta w cywilu uczestnika Marszu Niepodległości. Film z Danielem Klocem bitym i kopanym w twarz umieszczony przez jednego z blogerów w sieci zbulwersował Polaków. Na wideo widać idących spokojnie kilkoro młodych ludzi. Wśród nich jest Kloc, który wraz z kolegami przyjechał do Warszawy z Obornik Śląskich, by uczcić Święto Niepodległości. Gdy grupa wracała już z Placu Konstytucji do autokaru, pojawili się policjanci w cywilu, którzy rzucili się na nich.

Dziennikarze „Gazety Polskiej Codziennie” dotarli do pobitego. Mężczyzna przebywa na zwolnieniu lekarskim. Jest z zawodu kierowcą. Jego szef boi się posadzić go za kółkiem.

─ Przyjechałem na marsz, bo dużo o nim słyszałem. Chciałem zobaczyć jak wygląda. Zachowywałem się spokojnie. Nikogo nie atakowałem. To policjanci rzucili się na nas. To co widać na filmie w internecie to prawda ─ powiedział nam Kloc. ─ Gdy usłyszałem krzyk >>Stać! Policja!<< zatrzymałem się ─ wyjaśnił. ─ Wtedy policjant w cywilu dopadł do mnie, obezwładnił gazem i bił po całym ciele ─ relacjonował Kloc. Po odwiezieniu na komisariat mężczyznę sądzono w trybie przyspieszonym. Sąd nie usłuchał wyjaśnień pobitego. Dał wiarę zeznań funkcjonariusza, który bił Kloca i innym policjantom, którzy nie wiedzieli, że zdarzenia nagrywał jeden z blogerów. Sąd nie uwzględnił prośby Kloca o uwzględnienie nagrań z monitoringu. Skazał mężczyznę na 3 miesiące bezwarunkowego pozbawienia wolności za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. O sprawie rozmawialiśmy też z kolegą Kloca, Michałem, który również był na Marszu Niepodległości w Warszawie i nie kryje swego oburzenia na policję. ─ Jest bezkarna. A ludzie i bez tego są rozgoryczeni tym, co się dzieje w kraju ─ dodał.

Źródło Gazeta Polska Codzienna

piątek, 18 listopada 2011

Znalezione w sieci...

Lechiści na Wileńszczyźnie

Kibice Lechii ze Stowarzyszenia "Lwy Północy", którzy prowadzili od kliku miesięcy zbiórkę książek na potrzeby polskiej biblioteki na Wileńszczyźnie pojechali zawieźć hojne dary do adresatów. Przy okazji uczestniczyli w uroczystościach z okazji 11 listopada, które odbywały się w miniony piątek w Wilnie.

Podróż do Litwy odbyło około 20 fanatyków gdańskiej Lechii, których głównym celem było zasilenie zasobów biblioteki polskiej na Wileńszczyźnie. Oczywiście wizyta w tak doniosłym dla naszej Ojczyzny okresie musiała poskutkować włączniem się w obchody Dnia Niepodległości.

Zebrane ksiażki trafiły do Domu Kultury w miejscowości Nemenczyn. Kibice zostawili także ślady w postaci zniczy na cmentarzach, w tym także w najważniejszym miejscu - pod grobem, w którym złożone zostało serce Marszałka oraz prochy jego matki.

czwartek, 17 listopada 2011

Marsz Niepodległości okiem uczestnika. Bez cenzury


Do napisania poniższego teksu skłoniła mnie ilość bzdur wylewających się od wczoraj z mediów. Pewnie naiwnie zakładam, że kogoś zainteresuje relacja uczestnika marszu.

By opisać to, co się wydarzyło 11 listopada, należy poruszyć kilka kwestii.

Po pierwsze, kwestia "kolorowej blokady". Uczestnicy Marszu Niepodległości głośno mówili o tym, ze gdyby to była blokada narodowców, lub, nie daj Boże, kibiców, zostałaby rozpędzona w kilkanaście minut. Tutaj nic takiego nie miało miejsca. Mamy więc nie pierwszy już raz równych i równiejszych.

Po drugie, kwestia zachowania. Dlaczego media nie mówią o tym, że zamieszki sprowokowali "antyfaszyści", rzucając butelkami, balonami z farbą etc. w tłum, a następnie atakując członków jednej z grup rekonstrukcyjnych, co wywołało pierwsze starcia.

Kwestia trzecia. Fatalna koordynacja policji. Wiele razy można usłyszeć o różnych ćwiczeniach policyjnych na wypadek zamieszek etc. Wygląda na to, że nauka idzie w las, a policja bawi się w blokujących marsz, bo jak inaczej nazwać przetrzymywanie pod Warszawą autokarów, zmierzających na marsz i częstowanie wychodzących z tychże autokarów gazem? Wybuchły zamieszki. Gdzie wtedy podziała się wiedza z ćwiczeń, skoro armatka wodna lała na oślep? Podobnie używany był gaz, o czy mógł przekonać się Pan Korwin-Mikke.

Dalej. Policja twierdzi, że wyłapywała na trasie marszu osoby wyglądające na kibiców. W związku z tym mam kilka pytań: jak trzeba wyglądać, by być kibicem oraz od kiedy bycie kibicem jest niezgodne z prawem? By zakończyć wątek policyjny, spytam, czy policjanci, krzyczący pod koniec marszu "rozejść się k***a" wystawili sobie potem mandaty?


Na koniec warto poruszyć kwestię mediów. Skoro w marszu wzięło udział dwadzieścia tysięcy (według niektórych nawet 25 tysięcy) osób, dlaczego media zajmują się tylko grupą ok. 150 osób? Dlaczego skoro wśród zatrzymanych ponad połowa stanowią ludzie ze środowisk lewackich, media wciąż mówią o rozrabiających kibolach? Dlaczego osoba, która założy kominiarkę, od razu staje się kibolem? Może ona nigdy w życiu nie była na meczu? Dlaczego media nie interesowały się przebiegiem marszu, tylko zadymą? Dlaczego media są tak leniwe, że nie che im się nawet sprawdzić, kto organizuje marsz?

Pytań można by zadać znacznie więcej, ale i tak pewnie nie uzyska się na nie odpowiedzi. Osobiście wiem jedno: tak fantastycznego wydarzenia jak wczorajszy marsz, który zgromadził i starych i młodych, i kibiców i kadrę profesorską, i narodowców i piłsudczyków, i katolików i rodzimowierców, dawno nie było. Przyjaciele do zobaczenia za rok!

Artykulik można też przeczytać na portalach Wiadomości24 oraz dziennikarzpress

niedziela, 13 listopada 2011

Polonia Chmielnicki kresowe granie


Chmielnicki, będący do 1954 roku Płoskirowem, to spore ukraińskie miasto leżące 230 kilometrów od polsko-ukraińskiej granicy, gdzie prężenie działa blisko dziesięciotysięczna Polonia.

Płoskirów był jednym z ważniejszych miast kresowych I Rzeczpospolitej. Po rozbiorach znalazł się w zaborze rosyjskim. Wszystko miała zmienić I wojna światowa i jej następstwa. Na konferencji w Wersalu Dmowski postulował przyłączenie Płoskirowa jako obszaru z przeważającą ludnością polską do II Rzeczpospolitej, jednak wojna polsko-bolszewicka pokrzyżowała te plany i miasto znalazło się ok. 40 kilometrów od granicy, po stronie ZSRR.

Nie przeszkodziło to jednak rozwijać się miejscowym Polakom, którzy od początku XX wieku pod wodzą księdza Kazimierza Nosalewskiego (wycofał się wraz z wojskiem polskim w 1920 roku), a następnie kolejnych duchownych, prężnie rozwijali kulturowo-społeczne życie miasta. Sytuacja zmieniła się wlatach trzydziestych, gdy za sprawą kaprysu Stalina ludność polska stała się elementem niepożądanym. Rozpoczął się trudny do wyobrażenia terror. Ludzi deportowano, rozstrzeliwano na miejscu, a nawet zamurowywano żywcem w piwnicach!

Zdziesiątkowana ludność polska zdołała jednak przetrwać okres ZSRR i w przemianowanym w 1954 roku na Chmielnicki mieście, znajdującym się pod administracją już nie ZSRR, a od 1991 roku państwa ukraińskiego, rozpocząć narodowe odrodzenie.

Oprócz skupienia się na sprawach kulturowo-duchowych tym razem postanowiono też zwrócić uwagę na sport. W ten sposób w 2007 roku powstał klub Polonia Chmielnicki.

Wszystko odbyło się z inicjatywy grupy Polaków, którzy w 2007 roku odrodzili po 15 latach miejski związek Polaków w m. Chmielnicki, na papierkach organizacja istniała, ale nic w ogóle nie robiła, tylko własne interesiki kilku osób - relacjonuje jeden z ojców drużyny Roman Medlakowski, który od początku jest też prezesem klubu. Pozostałe osoby, które walnie przyczyniły się do powstania klubu to Walery Medlakowski, Walery Szkolar oraz Stanisław Dermanowski

Formalnie jednak działalność klub podjął 10 listopada 2008 roku, kiedy podczas uroczystości z okazji Dnia Niepodległości ogłoszono jego powstanie. Życie klubu nie jest różowe - od początku swego istnienia boryka się z kłopotami finansowymi. Początkowo utrzymywany był ze składek związku Polaków miasta Chmielnicki (w mieście działa jeszcze pięć innych związków, ale ich działalność na rzecz rodaków lepiej przemilczeć), a obecnie, jak mówią w klubie, z tego, co sobie wyproszą (od 2011 roku Polonia by nie obciążac budżetu związku stała się osobną organizacją). A z tym bywa różnie.

- Ostatnio na rok dostaliśmy od konsulatu całe 450 euro, co wystarczyło na 2 komplety strojów - wzdycha Roman Medlakowski. Nie popisali się też polscy hurtownicy. Na list wysłany do aż 35 hurtowni z prośbą o nawet symboliczne wsparcie, nie raczyła odpisać żadna z nich.

Kłopoty finansowe nie idą w parze wynikami sportowymi. Tutaj zespół ma się czym chwalić. Drużyny zarówno juniorskie jak i seniorskie często biorą udział w rozmaitych turniejach zarówno w kraju, jak i za granicą godnie reprezentując swoje miasto.
Pierwsza drużyna spisuje się wręcz znakomicie i po dwóch sezonach wywalczyła awans do 3 (w kolejności 4) ligi ukraińskiej jednak jak twierdzi kierownik drużyny, ze względów finansowych nie przystąpi do rozgrywek na wyższym szczeblu.

Polonia gra też w lidze miejskiej i halowej oraz dwa razy z rzędu wygrała turniej mniejszości narodowych obwodu Chmielnickiego czym ucieszyła nie tylko miejscowych Polaków, ale również Ukraińców, z którymi od dawna stosunki układają się na zasadach dobrosąsiedzkich (być może dlatego, że w czasach ZSRR ludność polska, jak i ukraińska w równym stopniu doświadczyła terroru stalinowskiego). Dlatego też ukraińscy sąsiedzi gdy Polonia rozgrywała mecz np. z drużyną z Azejberdżanu kibicowali Polakom jako swoim.

Może więc warto zainteresować się i wesprzeć tę kresową drużynę, bo być może własnie tam, a nie gdzieś na boiskach we Francji biegają przyszli reprezentanci Polski.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Polonia Wilno


Każdemu, któremu leży na sercu los kresów wschodnich pozostających pod okupacja polecam forum kresowego klubu sportowego Polonia Wilno https://poloniawilno.fora.pl/

niedziela, 10 lipca 2011

Globalne ocieplenie

"Ekolodzy" straszą nas katastroficzną wizja Świata i zmianami klimatycznymi, których miało nie być nigdy wcześniej tymczasem.... Przeglądając Dziennik Poznański (XIX wiek) natknąłem się na ciekawe informacje pogodowe. Otóż zima roku 1859 był tak ciepła, że w styczniu w Poznaniu zakwitły drzewa a w lutym rolnicy rozpoczęli sianie zbóż. Kolejna zima 1860 była niewiele zimniejsza. Nikt jednak nie wpadł w panikę, nie wieszczono końca świata ani nie mówiono o globalnym ociepleniu tymczasem w 2011 roku gdy temperatury trzeci rok z rzędu spadały do ok -20 stopni mówi się o globalnym ociepleniu. Zastanawiające...

niedziela, 6 marca 2011

2011

Od mojego ostatniego wpisu minęło kilka miesięcy. Bo po co w zasadzie pisać? Polityka polska jest tak beznadziejna, że naprawdę szkoda ją komentować a inne tematy jakoś mniej elektryzują. Zresztą kim ja jestem? Gdyby nie to, że podpisuję się z imienia i nazwiska mógłbym rzecz, że jednym z tysięcy anonimowych blogerów których nikt nie czyta. Tutaj jednak miła niespodzianka. Dorobiłem się już ponad 250 unikalnych odwiedzających oraz 4 obserwujących (w domyśle chcących czytać tego bloga regularnie)oraz kilku nowych komentarzy. Może więc warto pisać?

I tu jest problem. Chciałem skomentować wyniki ankiety, które zapowiadały się dość ciekawie i mocno odbiegały od tego co lansują nam media głównego nurtu....jednak google pokpiło sprawę. Z kilkudziesięciu głosów zostały zaledwie trzy. Cóż szkoda.

Na pocieszenie tekst (mój oczywiście), który ukazał się kilka dni temu na portalu dziennikarz press: http://www.dziennikarzpress.pl/czytaj_publikacje/590/Magia+liczb

Mała uwaga.Usłyszałem od bliskiej mi osoby, że jest mało wyrazisty i troszkę ugrzeczniony. Cóż chcąc gdziekolwiek publikować trzeba warto uważać co się pisze, z kim związany jest portal etc. chyba, że ma się już wyrobione nazwisko.