wtorek, 14 czerwca 2016

Pamiętnik emigranta cz. II

Jak wspominałem pracę podjąłem 11 dni po moim przyjeździe.
Zostałem zamiataczem ulic. Konkretnie zamiatałem liście  (była to praca sezonowa) w południowo zachodnim Londynie.  Praca ciężka. Dzięki niej poznałem czym jest angielska zima. Ulewy były co drugi dzień. Padało godzinami. Nie ma tu temperatur kilkanaście stopni poniżej zera ale padający przez  osiem godzin pracy lodowaty deszcz i wiatr sprawiają że człowiek czuje się jakby było około -20.
Pracowałem tak blisko dwa miesiące. Następnie przez kolejne pół roku brałem każdą pracę tymczasową dzięki czemu poznałem kilka, magazynów,  fabryki żywności,  czy firmę robiacą nadruki. Jednak to moja pierwsza praca zaważyła na tym, że nie zdecydowałem się wracać.

Zobaczyłem na własne oczy czym różni się brytyjskie podejście do pracownika od polskiego.
Proszę sobie  wyobrazić osobę sprzątającą ulicę w waszej miejscowości. W Polsce ktoś taki będzie niewidzialny.  Nie będziemy go zauważać lub będziemy omijać szerokim łukiem.  Rodzice będę go pokazywać dzieciom i mówić ucz się Jasiu bo inaczej skończysz jak  on.
Jak to wygląda w UK?
Miejsca gdzie pracowałem to nie dzielnice imigranckie tylko stary dobry Londyn jaki ogląda się w filmach.
Mijający nas ludzie kilka razy dziennie mówili dzień dobry Siergiej jak się masz (pracował tam już około 7 lat). Pewna pani wprowadzająca psa zaczepiła nas mówiąc strasznie dziś zimno może napilibyście się herbaty.  Gdy propozycję uznaliśmy za interesująca oddaliła się by wrócić po około 20 minutach z dwoma dymiącymi kubkami herbaty.

Druga bardzo wymowa scena.
Sprzątaliśmy właśnie ulice na której zaparkowanych było 6 aut marki Porsche  (w UK nie jest to absolutnie marka luksusowa ), Bentley oraz Rolls Royce. Gdy byliśmy już w pobliżu tego ostatniego z domu wyszedł właściciel samochodu. Wysoki, około 50tki,  w drogim garniturze. Człowiek  ów pyta nagle czy jego auto nie przeszkadza nam w pracy. Bo my przecież tak ciężko pracujemy by jego ulica wyglądała czysto. Oczywiście oświadczyliśmy, że takie auto nie może przeszkadzać. Jego właściciel jednak nie uwierzył. Wpadł na pomysł, że pojedzie nim na sąsiednią ulicę i za chwilę wróci. Jak oświadczył tak zrobił. My zdążyliśmy w tym czasie sprzątać miejsce gdzie wcześniej stał samochód. Gdy wrócił jeszcze raz podziękował za naszą ciężką pracę po czym udał się do swojego domu.

Opisane powyżej sceny są czymś naturalnym w społeczeństwie brytyjskim. Podkreślam brytyjskim nie imigranckim.

Podobnie rozkładają się relacje pracownik pracowadca. Nigdy w UK nie miałem problemów z aglojęzycznymi szefami za to prawie zawsze z przełożonymi pochodzącymi z Polski lub innych krajów dawnego bloku wschodniego.
Relacja z przełożonym anlojęzycznym to zawsze była relacja pracownik pracodawca.
Relacja z przełożonym pochodzącym z krajów Europy Wschodniej to prawie zawsze była relacja poddany pan i władca.
Spóźcizna po komunie wciąż dobrze się trzyma w naszym regionie Europy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz