czwartek, 18 sierpnia 2022

Nie lubię Dubaju

 Tytuł troszkę przewrotny bo to nie do końca tak jest. Lubię lotnisko w Dubaju, luksusowe taksówki. Lubię od czasu do casu poczuć ten żar lejący się z nieba. Jednocześnie czegoś mi brakuje.


 

Z racji tego, że bywam tam ostatnio dość często zaglądam tam gdzie nie zaglądają z reguły turyści. I często sobie myślę nad czym oni wznoszą te ochy i achy.

Tak, rozwój miasta jest oszałamiający. Rozrosło się błyskawicznie. To wszystko prawda. Jednak ile można się zachwycać wieżowcami? Przecież jest wiele miejsc gdzie również można je podziwiać. Plaże? Są fajne nie powiem ale też w większości sztuczne po prostu. I myślę, że to jest dal mnie słowo klucz do opisu Dubaju. Sztuczność. Takie mam odczucie. Wyspa palma czyli sztuczna wyspa z widocznym kształtem dopiero z samolotu. Na dole charakteryzuje się wąskimi uliczkami i ciągłymi korkami.


Wiele razy zastanawiałem się co tak ludzi w Dubaju fascynuje. Doszedłem do wniosku, że paradoksalnie jest to ta sztuczność właśnie. Ktoś z Europy leci na inny kontynent, do kraju arabskiego (tak to sobie większość tłumaczy) po czym ma wszystko urządzone jak w Europie tylko jeszcze lepiej.

Byłem więc z kraju arabskim i bardzo mi się podobało. Z tym, że byłem tylko w teorii w kraju arabskim bo wszystko urządzone jest pode mnie. Przybysza z zewnątrz.

Dubajanie stanowią zaledwie około 10% mieszkańców własnego miasta. Muzułmanów jest o ile się nie mylę około 30/35%. Łatwo więc być w Azji nie będąc w Azji. Łatwo być w kraju muzułmańskim nie będąc w nim w praktyce.

To czego mi tam zawsze brakuje to życie kulturalne. Nie mówię tu o komercyjnych imprezach pod turystów. Nie ma teatrów, bibliotek etc. Znalazłem zaledwie jedną księgarnię. Muzea (poza archeologicznym) są na poziomie nie ubliżając nikomu muzeum powiatowego w Sieradzu.

Muzeum archeologiczne

 

Czy jest coś co mi się tam podoba?

Oczywiście. Maleńkie stare miasto. Stary fort. Tradycyjny arabski targ (jeśli tylko przymkniemy oczy i nie będziemy zauważać, że większość sprzedawców pochodzi z Pakistanu).

Lubię też tam zjeść. Dzięki mnogości ludzi z różnych zakątków świata mamy tam kuchnię przynajmniej z trzech kontynentów. Do tego autentyczną a nie robioną pod gust kogoś z zewnątrz. Lubię dzielnicę Riga. Widziałem nagranie gdzie ktoś ją nazwał slumsami. To oczywiście bzdura. Slumsów w Dubaju nie ma. To po prostu dzielnica nie dla turystów. W większości mieszkają tu ludzie, którzy na co dzień obsługują was w restauracjach czy hotelach. Można tam tanio i dobrze zjeść i jakkolwiek to zabrzmi czuje się tam jak w autentycznym mieście gdzie większość otaczających mnie ludzi nie jest tylko na chwilę.

 

Lubię też podejście do historii miejscowych.

Nie kłamią. Nie wyszukują sobie zagonionych imperiów, które przysypał piasek. Wręcz przeciwnie. Doskonale wiedzą, że byli światowym zapupiem, miejscem, które jeszcze niedawno było określane jako pirackie wybrzeże.  Maleńkie stare miasto i fort są dla nich symbolem. Zobacz przybyszu gdzie byliśmy i dokąd doszliśmy. Sukces jest tak wielki, że za nim nie nadążamy.

Nie ma jakiś wielkich kompleksów kolonialnych. Ot był taki okres i tyle. Zamiast tego mamy mądrość etapu. Gdy okres kolonialny się kończył małe emiraty mogły ogłosić niepodległość każdy z osobna a zebrały się do kupy i utworzyły Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Mało kto wie, że Dubaj to w zasadzie trójmiasto. Mamy Dubaj właściwy, potem po przejeździe przez most nad bardzo wąską zatoką wjeżdżamy do nieco mniejszej metropolii Szardży, kolejnego emiratu. Wreszcie zaraz za nią znajduje się Adżman wielkości mniej więcej naszego Torunia. Najmniejszy z Emiratów. Wyobraźmy sobie, że każdy taki karłowaty twór byłby osobnym państwem skłóconym z sąsiadami, mający często wzajemne roszczenia terytorialne.

O blaskach i cieniach polityki Emiratów innym razem.