czwartek, 20 lipca 2023

Pamiętnik emigranta cz. IV

 

Dziś dość krótko.

Dotacje.

Inicjatywy polonijne mogą liczyć na wsparcie z budżetu państwa polskiego. I to się bardzo chwali. Problemem jest wniosek. Jest skomplikowany, zagmatwany. Wiele rubryk można rozumieć w różny sposób. Typowo po polsku. Wszystko po to by decydowała wola. By ktoś kto się nam nie spodoba mógł być w zupełnie legalny sposób odrzucony. Tak jest za PiS tak było i wcześniej.

Generalnie jednak jeśli nie będziesz się drogi wnioskodawco zajmował bieżącą polityką to nie masz się czego obawiać. Plusem jest też pewna kontrola. Niektóre inicjatywy, które dostały dotacje ale po czasie okazały się wydmuszkami po prostu te dotacje utraciły.

Minusem są natomiast widełki płac. Mogę powiedzieć, jak to wygląda w mediach. Dotacja wypłacana jest za konkretną usługę na przykład nadawanie na żywo czy artykuł na stronie internetowej. Problem polega na tym, że płatność nie obowiązuje za czas przygotowań. Jeśli nadaję dwie godziny to mam zapłacone za dwie godziny. Nie jest ważne, że przygotowywałem się powiedzmy pięć godzin. To jest gratis. Jeśli zrobiłem trzydziestominutowy reportaż to mam zapłacone tylko za 30 minut. Montaż czy zbieranie materiałów choćby trwał tydzień znów jest po prostu gratis. Nie rekompensuje tego stawka, która jest w złotówkach i nie dostosowuje się do siły nabywczej danego kraju. Za rok 2022 godzina nadawania na żywo to było 50 zł o ile mnie pamięć nie myli. 50 zł to jednak w Wielkiej Brytanii jest zaledwie 10 funtów. Stawka głodowa. Uważam to za mocno niepoważne. Nie można jak to się dzieje obecnie zrównywać kosztów prowadzenia redakcji powiedzmy w Erywaniu z Nowym Jorkiem.

Na co powinny iść dotacje?

To było akurat wtedy gdy podczas pandemii rząd brytyjski wprowadził pierwszą kwarantannę.

Zadzwonił do mnie kolega Jacek i mówi: mamy spotkanie online w sprawie dotacji z ministrem Dziedziczakiem. Pomyśl co jest najbardziej potrzebne.

Nad tym akurat myśleć nie musiałem wcale.

Podczas spotkania online było nas sporo. Każdy miał jakieś pomysły. Ten strona internetowa. Tamten odnawianie cmentarzy. Ktoś inny uczczenie polskich lotników.  Nie zrozumcie mnie źle. Wszystko to inicjatywy ciekawe i szlachetne, ale…

Ale wobec palącego problemu drugorzędne.

Gdy minister zapytał naszą dwójkę jaki my mamy pomysł odpowiedź była krótka. Szkoły.

Jacek wytłumaczył, że potrzeba nam szkół. Nie sobotnich szkół, które w gruncie rzeczy nie spełniają swojego zadania tylko normalnych polskich szkół. Takich od poniedziałku do piątku. Należy stworzyć kilka takich placówek by mogły się tam uczyć nie tylko dzieci naszych dyplomatów, ale każde polskie dziecko. Problem jest palący, bo mamy tysiące polskich dzieci na wyspach. Te dzieci ulegają błyskawicznemu wynarodowieniu. W obliczu katastrofy demograficznej w Polsce po prostu nie możemy na taką stratę sobie pozwolić. Przy całym szacunku dla wymienionych ciekawych inicjatyw gdy nie będzie Polaków nikomu nie będą potrzebne akcje w sprawie upamiętnienia polskich lotników.

Minister wysłuchał. Zastanowił się chwilę i powiedział, że choć rozumie pewne nasze racje to na tak wielkie przedsięwzięcia nie ma absolutnie pieniędzy.

 

Rozumiem zastrzeżenia natury finansowej. Wiem, że to koszt ogromny. Wiele jednak razy bywałem na różnego rodzaju imprezach jako dziennikarz i znam też drugą stronę medalu. Przypięcie komuś medalu, danie dyplomu bo odnowił grób polskiego oficera kosztuje znacznie mniej a efekt medialny daje podobny.