Dziś dość krótko.
Dotacje.
Inicjatywy polonijne
mogą liczyć na wsparcie z budżetu państwa polskiego. I to się bardzo chwali.
Problemem jest wniosek. Jest skomplikowany, zagmatwany. Wiele rubryk można rozumieć
w różny sposób. Typowo po polsku. Wszystko po to by decydowała wola. By ktoś
kto się nam nie spodoba mógł być w zupełnie legalny sposób odrzucony. Tak jest
za PiS tak było i wcześniej.
Generalnie jednak
jeśli nie będziesz się drogi wnioskodawco zajmował bieżącą polityką to nie masz
się czego obawiać. Plusem jest też pewna kontrola. Niektóre inicjatywy, które dostały
dotacje ale po czasie okazały się wydmuszkami po prostu te dotacje utraciły.
Minusem są
natomiast widełki płac. Mogę powiedzieć, jak to wygląda w mediach. Dotacja
wypłacana jest za konkretną usługę na przykład nadawanie na żywo czy artykuł na
stronie internetowej. Problem polega na tym, że płatność nie obowiązuje za czas
przygotowań. Jeśli nadaję dwie godziny to mam zapłacone za dwie godziny. Nie jest
ważne, że przygotowywałem się powiedzmy pięć godzin. To jest gratis. Jeśli
zrobiłem trzydziestominutowy reportaż to mam zapłacone tylko za 30 minut. Montaż
czy zbieranie materiałów choćby trwał tydzień znów jest po prostu gratis. Nie
rekompensuje tego stawka, która jest w złotówkach i nie dostosowuje się do siły
nabywczej danego kraju. Za rok 2022 godzina nadawania na żywo to było 50 zł o
ile mnie pamięć nie myli. 50 zł to jednak w Wielkiej Brytanii jest zaledwie 10
funtów. Stawka głodowa. Uważam to za mocno niepoważne. Nie można jak to się
dzieje obecnie zrównywać kosztów prowadzenia redakcji powiedzmy w Erywaniu z
Nowym Jorkiem.
Na co powinny iść
dotacje?
To było akurat
wtedy gdy podczas pandemii rząd brytyjski wprowadził pierwszą kwarantannę.
Zadzwonił do mnie
kolega Jacek i mówi: mamy spotkanie online w sprawie dotacji z ministrem
Dziedziczakiem. Pomyśl co jest najbardziej potrzebne.
Nad tym akurat myśleć
nie musiałem wcale.
Podczas spotkania
online było nas sporo. Każdy miał jakieś pomysły. Ten strona internetowa.
Tamten odnawianie cmentarzy. Ktoś inny uczczenie polskich lotników. Nie zrozumcie mnie źle. Wszystko to inicjatywy
ciekawe i szlachetne, ale…
Ale wobec palącego
problemu drugorzędne.
Gdy minister
zapytał naszą dwójkę jaki my mamy pomysł odpowiedź była krótka. Szkoły.
Jacek wytłumaczył,
że potrzeba nam szkół. Nie sobotnich szkół, które w gruncie rzeczy nie
spełniają swojego zadania tylko normalnych polskich szkół. Takich od
poniedziałku do piątku. Należy stworzyć kilka takich placówek by mogły się tam
uczyć nie tylko dzieci naszych dyplomatów, ale każde polskie dziecko. Problem
jest palący, bo mamy tysiące polskich dzieci na wyspach. Te dzieci ulegają
błyskawicznemu wynarodowieniu. W obliczu katastrofy demograficznej w Polsce po
prostu nie możemy na taką stratę sobie pozwolić. Przy całym szacunku dla wymienionych
ciekawych inicjatyw gdy nie będzie Polaków nikomu nie będą potrzebne akcje w
sprawie upamiętnienia polskich lotników.
Minister wysłuchał.
Zastanowił się chwilę i powiedział, że choć rozumie pewne nasze racje to na tak
wielkie przedsięwzięcia nie ma absolutnie pieniędzy.
Rozumiem zastrzeżenia
natury finansowej. Wiem, że to koszt ogromny. Wiele jednak razy bywałem na różnego
rodzaju imprezach jako dziennikarz i znam też drugą stronę medalu. Przypięcie
komuś medalu, danie dyplomu bo odnowił grób polskiego oficera kosztuje znacznie
mniej a efekt medialny daje podobny.