Nie ma sensu pisać
jak mi się powodzi. Jak wygląda życie codzienne na wyspach itp. Za dużo nas
tutaj by była to jakaś sensacyjna informacja.
Dziś o emigracji
z nieco innej strony. Mówi się czasem,
że podróże kształcą. Oczywiście tych którzy potrafią obserwować. W moim
przypadku emigracja pozbawiła mnie złudzeń. Złudzenie pierwsze. Niepodległość Szkocji.
Takie moje młodzieńcze jeszcze uniesienie i poparcie dla mieszkańców północy
wyspy. Na miejscu przekonałem się, że sprawa jest bardziej złożona oraz kim
rzeczywiście są szkoccy nacjonaliści i dziś nie mam złudzeń, że opuszczenie
unii brytyjskiej przez Szkocję w gruncie rzeczy bardzo by jej zaszkodziło.
Nie to jest
jednak głównym tematem wpisu.
Złudzenie drugie.
Emigracja niepodległościowa.
Mieszkając w
Polsce byłem pełen podziwu dla niej. To
nie tak, że była dla mnie czymś idealnym. Dzieckiem nie jestem. Jednak jako legalista
miałem szacunek dla legalnych władz RP. Widziałem oczyma wyobraźni dramat tych
ludzi.
Na miejscu
okazało się, że nie wszystko jest takie super a bardzo już wiekowe towarzystwo
ma naprawdę sporo za uszami.
Czytałem sporo
publikacji wydawanych przez Polską Fundację Kulturalną z Londynu w latach
powojennych. Ci ludzie wtedy zmagali się z trudami emigracji w nieprzychylnym
środowisku ale doskonale wiedzieli, że osoby trafiały tu na wyspy różnymi
dogami i nie każdy brał udział w boju pod Tobrukiem czy Monte Casino. Dziś
topniejąca już grupa starszych osób uprawia kombatanctwo często w nieeleganckim
stylu. Nie jest prawdą (a często to się powtarza), że nie mogli wrócić do
Polski bo czekała by ich śmierć. Niektórych rzeczywiście tak ale większość władze
komunistyczne pozostawiły by w spokoju. Zresztą wiele osób czy to z tęsknoty
czy nie mogąc się odnaleźć na emigracji powróciło. Spora część emigracji pochodziła z kresów.
Kresy jak wiadomo znalazły się w ZSRR i Ci ludzie uznali, że zwyczajnie nie
mają do czego wracać. I ja to doskonale rozumiem. Są jednak tacy, którzy zostali
na wyspach ze względów ekonomicznych. Uznali po prostu, że będzie im tu lepiej
niż w zrujnowanej Polsce. Sam jestem emigrantem ekonomicznym więc dlaczego
miałbym tę postawę potępiać.
Po co to piszę? My
nowa fala emigracji często mieliśmy dane do zrozumienia, że jesteśmy gorsi. Nie
mamy karty wojennej za sobą. Tak jakby to było moją winą, że akurat mamy 80 lat
pokoju. Moja redakcyjna koleżanka usłyszała od pewnej dystyngowanej pani, że
prawdziwi Polacy to są właśnie przedstawiciele starej emigracji. My nie bo my
jesteśmy zrusyfikowani. No i jak skomentować
taki tekst? Osobiście miałem podobne doświadczenia ale przez szacunek dla wieku
milczymy.
Niestety „stara
emigracja” stała się środowiskiem kabaretowym choć nie zdaje sobie z tego
sprawy. Nie czepiam się. Może też taki będę. Zresztą pamiętam seniorów stronnictwa
narodowego dla których lata 30te nie zakończyły się nawet w latach 90tych.
Problem leży w tym, że stara emigracja stała się towarzystwem wzajemnej
adoracji, która nie chciała przyjmować obcych czyli nas młodych z fali
emigracji z XXI wieku.
Przebywam na
wyspach od jesieni 2012 roku. Gdy tylko nieco ogarnąłem się z pracą zacząłem szukać
emigranckiego życia. Projekcje filmów, pokazy, zebrania. Nie oczekiwałem, że ktoś rozłoży przede mną
czerwony dywan ale starsze towarzystwo doskonale bawiło się w swoim gronie.
Tylko w swoim. Czułem się jak niewidzialny. Gdzie się podział jeden naród ponad
granicami? Na spotkaniu koła Lwowian dwukrotnie pytałem prezesa Żółtaneckiego o
członkostwo. Pytałem jak mogę pomóc z działalności koła. W odpowiedzi usłyszałem,
że aktualnie nie ma czasu. Nie znalazł dla mnie nawet 15 minut przez rok. Niestety
wielu moich znajomych ma podobne doświadczenia. Zaczęliśmy więc działać
samodzielnie. Zamiast jednego narodu są dwa.
Stare środowisko
emigracyjne potrafiło się nawet oburzyć na nas za akcję „Polish blood”. To
akcja charytatywna polegająca na zbieraniu krwi. Co oburzyło starszych państwa?
Otóż ktoś w wywiadzie powiedział, że tak jak kiedyś naszą krew przelewaliśmy w
Bitwie o Brytanie tak teraz robimy to w innych okolicznościach. To nie jest
dosłowny cytat ale dobrze oddaje sens wypowiedzianych słów. I podniósł się raban bo jak śmiemy porównywać się
do lotników bla bla bla. Znów nie moja wina, że urodziłem się, w latach 80tych.
Poza tym potrafię liczyć i wiem, że żyje ich może kilku więc kto tu sobie przypisuje
czyjeś zasługi? Może to drobna złośliwość ale taka postawa stała się męcząca.
Zresztą nie o to chodzi. Zawsze myślałem, że jesteśmy jednym narodem i lotnicy
są naszą wspólną dumą.
Oczywiście nie
wszyscy tacy są. Są też ludzie zachowujący się jak trzeba (o nich zresztą możecie
przeczytać wszędzie) ale ta co tu dużo mówić żenująca postawa jest na tyle
częsta, że nie sposób jej nie zauważyć.
Tymczasem lata
mijają i starzejące się środowisko budzi się z ręką w nocniku.
Zaczyna do nich docierać,
że zostali z niczym. Nie potrafili przekonać do polskiego dziedzictwa własnych
dzieci z których zdecydowana większość jest całkowicie zanglizowana. Okazuje
się, że nie ma już kto ciągnąć organizacji. Spuścizna emigracji
niepodległościowej prawie nikogo nie interesuje. I czyja to wina? Nasza.
Młodych. W „Tygodniu Polskim” ukazuje się list w którym autor rozdziera szaty
na temat upadającej polski spuścizny i nad tym, że nam młodym nie chciało się
nią zainteresować.
Tego już za
wiele.
Wzburzony napisałem
list do redakcji jak to wygląda z naszej perspektywy. O dziwo opublikowali chyba
dwa tygodnie później. Czy była dalsza polemika nie wiem nie sprawdzałem.
Całkiem niedawno
zakończyłem (zawiesiłem?) współpracę z londyńskim Radiem Bobola. Sprawy emigracyjne
były tam na porządku dziennym. Zarówno te dotyczące starych jak i młodych. Nie
będę pisał, że młoda emigracja jest idealna bo bym skłamał jest lata świetlne
od tego ale… No właśnie ale. Kilka razy badaliśmy sprawę upadających domów polskich
czy też domów kombatanta w różnych miejscach na wyspach.
Bo wysłuchaniu
skargi seniorów należało przystąpić do weryfikacji faktów i wtedy najczęściej temat
upadał. Okazywało się bowiem, że środowisko starszych państwa podzieliło się
wewnętrznie. Jedni walczyli z drugimi. Często padały oskarżenia kto kogo
okradł. Gdy jeden z portali pokazał zrujnowany dom Polski w Manchesterze bodajże
gdzie były wciąż kroniki życia kulturalnego emigracji czy sztandary organizacji
kombatanckich okazało się ostatecznie, że do takiego stanu rzeczy doprowadzili
sami seniorzy.
Inny przykład. W środkowej
Anglii likwidowano piękny dom polski. Wszystko dlatego bo młodzi nie chcą pomagać.
A to kawał naszej historii. Standardowa śpiewka. Tymczasem po kontakcie z
przedstawicielami młodej emigracji usłyszałem, że owszem oni chcieli współpracować
ale starsi państwo ich pogonili bo jeszcze w ich pięknym domu jacyś zruszczeniu
ludzie chcieliby piknik dla rodzin urządzić. Natomiast obecnie (było to w
zeszłym roku) seniorzy odezwali się gdy poważnie zadłużyli budynek i szukają kogoś
kto za nich spłaci długi.
Doprawdy wiara w
jeden naród ponad granicami bywa trudna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz