Odwiedziłem Muzeum londyńskie w ostatnim dniu jego funkcjonowania.
Placówka traci
swoją siedzibę na Barbican a na nową przyjdzie jej jakiś czas poczekać. Tak więc
na pewien czas stolica została bez własnego muzeum.
Dlaczego zwlekałem
do ostatniego dnia?
Odrzucała mnie
reklama samej instytucji, która był bardzo tęczowa. Delikatnie mówiąc. Ideologia
LGBT atakowała z każdej strony witryny internetowej.
Po ci więc tam iść?
By dwa tysiące lat historii miasta zostało sprowadzone do niewielkiego wycinka dotyczącego
krzykliwej mniejszości seksualnej?
Tymczasem.
Jakież było moje
zaskoczenie gdy wystawa w muzeum okazała się taka jak być powinna. Sala po sali
poznawaliśmy historię od czasów najdawniejszych po współczesność. Wszystko świetnie
połączone i opisane. Świetnie spędzony czas.
Ruch literkowy też oczywiście był ale bez nachalnej propagandy. Ot zgodnie z prawdą przedstawiony jako jeden z elementów historii ostatnich lat.
Na koniec sklepik
z pamiątkami.
Tęczowe suweniry
leżały sobie z boku. Nie atakowały wściekle jak miało to miejsce na stronie
internetowej. W centralnym punkcie były
rzeczy jakby to ująć bardziej historyczne, które pewnie miały większe wzięcie.
Wychodzi więc na
to, że muzeum informowało o tym o czym powinno informować zaś witryna muzeum stworzona
jest po to by zadowolić grupy zawodowych oburzonych, które i tak pewnie nie
przyjdą na wystawę.