niedziela, 17 grudnia 2023

Powrót Tuska

 

Długo, ponad dwa miesiące przyszło czekać na ostateczne rozstrzygnięcie wyborów.

Jest smutek, żal ale nie zaskoczenie. Demokracja uczy nas, że przygniatająca większość wyborców to ignoranci głosujący często wbrew własnym elementarnym interesom.

To jest najlepsze. Niby władza ludu a który to już raz lud zagłosował przeciw sobie samemu. Ehh.

 Październikowe wyroby wygrał PiS. Zdobył ponad 35% głosów. Mimo robienia dobrej miny do złej gry jest to może nie klęska ale jak się okazało bardzo kosztowne potkniecie. To wynik gorszy o 8% w porównaniu do poprzednich wyborów.  Trzeba przyznać, że PiS bardzo mocno na to pracował. Buta działaczy i sympatyków podchodzących do tej formacji w sposób iście religijny była szokująca. Pomijam już to, że bardzo wielu z nich wierzyło, że w jakiś magiczny sposób jednak te wybory wygrają (to znaczy utrzymają się u władzy), że zdarzy się coś co nagle zwiększy im liczbę posłów.

Trzeba było po prostu nie zrażać do siebie kolejnych grup wyborców. Nie mam tu na myśli ani protestów „kobiet” czy emerytów z KODu. Jak słusznie zauważa tygodnik „Do Rzeczy” to i tak środowiska na PiS nie głosujące.  PiS przegrał, bo stał się drugą PO. Choć wszystko podlane było patriotycznym sosem to liczył się skok na kasę i państwowe posady.  Sam byłem zniesmaczony widząc jak na przykład święto ku czci żołnierzy wyklętych zaczęło się w ostatnim czasie robić imprezą partyjną. Za pieniądze podatników oczywiście. Idiotyczna piątka dla zwierząt czy ogólnie mówiąc olanie swojej głównej bazy wyborców na prowincji musiało skończyć się porażką. Dodatkowo PiS utracił młodych. Opozycji znów udało się wytworzyć trend gdzie głosowanie na Prawo i Sprawiedliwość było obciachem. Tu stracili 0.5% tam 1% i przepis na porażkę gotowy. Nie są oczywiście pierwszą partią w dziejach, która mimo wygrania wyborów nie utworzy rządu. To się zdarza. Jednak to kolejna rzecz na którą sami zapracowali. Przekonani o własnej wielkości zrazili do siebie dokładnie wszystkich i zostali z zerową zdolnością koalicyjną.

Czasem drugie miejsce okazuje się pierwszym. Tak czuje się PO i Donald Tusk, którzy wyborów nie wygrali… ale je wygrali. PO zdobyło niecałe 31%. Tylko 3% więcej niż poprzednio. Tak więc ich ponowne rządy to bardziej porażka PiS niż ich własne zwycięstwo. Rządzić będą w koalicji. Innego wyjścia nie było. To że koalicja powstanie było wiadome zaraz po wyborach. Chęć dorwania się do koryta po ośmiu latach była zbyt duża by przejmować się jakimiś szczegółami programowymi poszczególnych formacji. Zresztą PO zdobyła blisko 31% nie oferując wyborcom w zasadzie nic. Nic poza odsunięciem PiS od władzy. Choć ciężko w to uwierzyć formacja, która posiadając blisko 90% rynku medialnego była tak beznadziejna, że utraciła władzę obecnie do tej władzy wraca. Tak po prostu. Będzie robić to samo ale widocznie wyborcy lubią żyć w państwie z kartonu. Skoro tak to dostaną karton na jaki zasługują.  Sam Donald Tusk będzie jednak słabszym premierem niż poprzednio. Niestety dla niego teraz ma rząd koalicyjny. Dość egzotyczny. Z czasem ciężko mu będzie utrzymać ich wszystkich na wodzy.

 

Trzecie miejsce i ponad 14% głosów zdobyła koalicja Trzeciej Drogi. Tonący PSL i zbieranina Szymona Hołowni połączyli siły i to chyba oni są największymi zwycięzcami.  Bez nich nie powstałby ani rząd PiS ani PO. Oczywiście polityczna jakość tej formacji jest dokładnie żadna. Zebrali głosy tak zwanego wyborcy centrowego, który w polskiej politologii nazywany jest bagnem. To przeciętny Janusz i Grażynka, która głosuje na tego kto się ładnie uśmiecha.

 Są też pewne plusy tej formacji. Okazuje się, że można zbudować coś co osiągnie dobry wynik nie będąc ani Pisem ani PO.

Miejsce czwarte. Koalicja Nowej Lewicy. Choć zdobyli, 8,6% głosów, 3% mniej niż poprzednio załapali się do koalicji rządzącej. Są zbieraniną różnych lewicowych formacji. Są też zdecydowanie najniebezpieczniejsi. PO chce przeprowadzić skok na kasę tyle. To nie są rewolucjoniści. Natomiast w Nowej Lewicy rewolucjonistów nie brakuje. Samo to, że biorą resort edukacji jest niesamowicie niebezpieczne i grozi całkowitym jej rozmontowaniem.

 

7,16% zdobyła Konfederacja. Wynik lepszy o 0,35% w porównaniu z poprzednimi wyborami. Liczba posłów wzrosła z 11 do 18. I na tym chyba plus się kończą. Konfederacja prowadziła kampanie wyborczą na żenującym poziomie. Wiem, wiem. To zadziałało. Mimo marginalizacji utrzymała się na powierzchni. Jednak po kilku latach w parlamencie należy powiedzieć sprawdzam. Konfederacja nie chce dorosnąć. To wciąż zbiór indywidualności ciągnących każdy w swoją stronę a nie poważna formacja polityczna. Konfederację trzyma w kupie głównie za słaby by można się rozejść wynik wyborczy. Miałem nadzieję, że Ruch Narodowy będzie tą jej częścią, który będzie chciał by ta formacja stawiała na rozwój narodu a nie wygranie kolejnych wyborów. Tak się jednak nie stało.  Darwinizm społeczny ma się dobrze. RN nie tylko dał się zmarginalizować, ale wciągnął w swoje szeregi mnóstwo osób, którym wydaje się, że działalność narodowa polega na płaceniu niskich podatków.

 

Wreszcie na koniec dwie formacje, które nie dostały się do parlamentu: Bezpartyjni Samorządowcy oraz Polska Jest Jedna. Łącznie zdobyły ponad 3% głosów. Rozumiem zmęczenie PiSem czy niedojrzałość Konfederacji. Nie oceniam. Miejmy jednak świadomość, że wspomniane wyżej formacje nie odebrały posłów ani PO czy Lewicy tylko właśnie PiS a przede wszystkim Konfederacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz