Długo, ponad dwa
miesiące przyszło czekać na ostateczne rozstrzygnięcie wyborów.
Jest smutek, żal
ale nie zaskoczenie. Demokracja uczy nas, że przygniatająca większość wyborców to
ignoranci głosujący często wbrew własnym elementarnym interesom.
To jest
najlepsze. Niby władza ludu a który to już raz lud zagłosował przeciw sobie
samemu. Ehh.
Październikowe wyroby wygrał PiS. Zdobył ponad
35% głosów. Mimo robienia dobrej miny do złej gry jest to może nie klęska ale
jak się okazało bardzo kosztowne potkniecie. To wynik gorszy o 8% w porównaniu
do poprzednich wyborów. Trzeba przyznać,
że PiS bardzo mocno na to pracował. Buta działaczy i sympatyków podchodzących do
tej formacji w sposób iście religijny była szokująca. Pomijam już to, że bardzo
wielu z nich wierzyło, że w jakiś magiczny sposób jednak te wybory wygrają (to
znaczy utrzymają się u władzy), że zdarzy się coś co nagle zwiększy im liczbę
posłów.
Trzeba było po
prostu nie zrażać do siebie kolejnych grup wyborców. Nie mam tu na myśli ani
protestów „kobiet” czy emerytów z KODu. Jak słusznie zauważa tygodnik „Do Rzeczy”
to i tak środowiska na PiS nie głosujące.
PiS przegrał, bo stał się drugą PO. Choć wszystko podlane było patriotycznym
sosem to liczył się skok na kasę i państwowe posady. Sam byłem zniesmaczony widząc jak na przykład
święto ku czci żołnierzy wyklętych zaczęło się w ostatnim czasie robić imprezą
partyjną. Za pieniądze podatników oczywiście. Idiotyczna piątka dla zwierząt
czy ogólnie mówiąc olanie swojej głównej bazy wyborców na prowincji musiało
skończyć się porażką. Dodatkowo PiS utracił młodych. Opozycji znów udało się wytworzyć
trend gdzie głosowanie na Prawo i Sprawiedliwość było obciachem. Tu stracili
0.5% tam 1% i przepis na porażkę gotowy. Nie są oczywiście pierwszą partią w
dziejach, która mimo wygrania wyborów nie utworzy rządu. To się zdarza. Jednak
to kolejna rzecz na którą sami zapracowali. Przekonani o własnej wielkości
zrazili do siebie dokładnie wszystkich i zostali z zerową zdolnością
koalicyjną.
Czasem drugie
miejsce okazuje się pierwszym. Tak czuje się PO i Donald Tusk, którzy wyborów
nie wygrali… ale je wygrali. PO zdobyło niecałe 31%. Tylko 3% więcej niż
poprzednio. Tak więc ich ponowne rządy to bardziej porażka PiS niż ich własne
zwycięstwo. Rządzić będą w koalicji. Innego wyjścia nie było. To że koalicja
powstanie było wiadome zaraz po wyborach. Chęć dorwania się do koryta po ośmiu
latach była zbyt duża by przejmować się jakimiś szczegółami programowymi
poszczególnych formacji. Zresztą PO zdobyła blisko 31% nie oferując wyborcom w
zasadzie nic. Nic poza odsunięciem PiS od władzy. Choć ciężko w to uwierzyć
formacja, która posiadając blisko 90% rynku medialnego była tak beznadziejna,
że utraciła władzę obecnie do tej władzy wraca. Tak po prostu. Będzie robić to
samo ale widocznie wyborcy lubią żyć w państwie z kartonu. Skoro tak to dostaną
karton na jaki zasługują. Sam Donald
Tusk będzie jednak słabszym premierem niż poprzednio. Niestety dla niego teraz
ma rząd koalicyjny. Dość egzotyczny. Z czasem ciężko mu będzie utrzymać ich
wszystkich na wodzy.
Trzecie miejsce i
ponad 14% głosów zdobyła koalicja Trzeciej Drogi. Tonący PSL i zbieranina
Szymona Hołowni połączyli siły i to chyba oni są największymi zwycięzcami. Bez nich nie powstałby ani rząd PiS ani PO. Oczywiście
polityczna jakość tej formacji jest dokładnie żadna. Zebrali głosy tak zwanego wyborcy
centrowego, który w polskiej politologii nazywany jest bagnem. To przeciętny
Janusz i Grażynka, która głosuje na tego kto się ładnie uśmiecha.
Są też pewne plusy tej formacji. Okazuje się,
że można zbudować coś co osiągnie dobry wynik nie będąc ani Pisem ani PO.
Miejsce czwarte.
Koalicja Nowej Lewicy. Choć zdobyli, 8,6% głosów, 3% mniej niż poprzednio
załapali się do koalicji rządzącej. Są zbieraniną różnych lewicowych formacji.
Są też zdecydowanie najniebezpieczniejsi. PO chce przeprowadzić skok na kasę
tyle. To nie są rewolucjoniści. Natomiast w Nowej Lewicy rewolucjonistów nie
brakuje. Samo to, że biorą resort edukacji jest niesamowicie niebezpieczne i grozi
całkowitym jej rozmontowaniem.
7,16% zdobyła
Konfederacja. Wynik lepszy o 0,35% w porównaniu z poprzednimi wyborami. Liczba
posłów wzrosła z 11 do 18. I na tym chyba plus się kończą. Konfederacja
prowadziła kampanie wyborczą na żenującym poziomie. Wiem, wiem. To zadziałało.
Mimo marginalizacji utrzymała się na powierzchni. Jednak po kilku latach w
parlamencie należy powiedzieć sprawdzam. Konfederacja nie chce dorosnąć. To wciąż
zbiór indywidualności ciągnących każdy w swoją stronę a nie poważna formacja
polityczna. Konfederację trzyma w kupie głównie za słaby by można się rozejść
wynik wyborczy. Miałem nadzieję, że Ruch Narodowy będzie tą jej częścią, który będzie
chciał by ta formacja stawiała na rozwój narodu a nie wygranie kolejnych
wyborów. Tak się jednak nie stało. Darwinizm
społeczny ma się dobrze. RN nie tylko dał się zmarginalizować, ale wciągnął w
swoje szeregi mnóstwo osób, którym wydaje się, że działalność narodowa polega
na płaceniu niskich podatków.
Wreszcie na
koniec dwie formacje, które nie dostały się do parlamentu: Bezpartyjni Samorządowcy
oraz Polska Jest Jedna. Łącznie zdobyły ponad 3% głosów. Rozumiem zmęczenie PiSem
czy niedojrzałość Konfederacji. Nie oceniam. Miejmy jednak świadomość, że
wspomniane wyżej formacje nie odebrały posłów ani PO czy Lewicy tylko właśnie
PiS a przede wszystkim Konfederacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz