piątek, 27 maja 2022

Pamiętnik emigranta cz. III

 

Nie ma sensu pisać jak mi się powodzi. Jak wygląda życie codzienne na wyspach itp. Za dużo nas tutaj by była to jakaś sensacyjna informacja.

Dziś o emigracji z nieco innej strony.  Mówi się czasem, że podróże kształcą. Oczywiście tych którzy potrafią obserwować. W moim przypadku emigracja pozbawiła mnie złudzeń. Złudzenie pierwsze. Niepodległość Szkocji. Takie moje młodzieńcze jeszcze uniesienie i poparcie dla mieszkańców północy wyspy. Na miejscu przekonałem się, że sprawa jest bardziej złożona oraz kim rzeczywiście są szkoccy nacjonaliści i dziś nie mam złudzeń, że opuszczenie unii brytyjskiej przez Szkocję w gruncie rzeczy bardzo by jej zaszkodziło.

Nie to jest jednak głównym tematem wpisu.

Złudzenie drugie. Emigracja niepodległościowa.

Mieszkając w Polsce byłem pełen podziwu dla niej.  To nie tak, że była dla mnie czymś idealnym. Dzieckiem nie jestem. Jednak jako legalista miałem szacunek dla legalnych władz RP. Widziałem oczyma wyobraźni dramat tych ludzi.

Na miejscu okazało się, że nie wszystko jest takie super a bardzo już wiekowe towarzystwo ma naprawdę sporo za uszami.

Czytałem sporo publikacji wydawanych przez Polską Fundację Kulturalną z Londynu w latach powojennych. Ci ludzie wtedy zmagali się z trudami emigracji w nieprzychylnym środowisku ale doskonale wiedzieli, że osoby trafiały tu na wyspy różnymi dogami i nie każdy brał udział w boju pod Tobrukiem czy Monte Casino. Dziś topniejąca już grupa starszych osób uprawia kombatanctwo często w nieeleganckim stylu. Nie jest prawdą (a często to się powtarza), że nie mogli wrócić do Polski bo czekała by ich śmierć. Niektórych rzeczywiście tak ale większość władze komunistyczne pozostawiły by w spokoju. Zresztą wiele osób czy to z tęsknoty czy nie mogąc się odnaleźć na emigracji powróciło.  Spora część emigracji pochodziła z kresów. Kresy jak wiadomo znalazły się w ZSRR i Ci ludzie uznali, że zwyczajnie nie mają do czego wracać. I ja to doskonale rozumiem. Są jednak tacy, którzy zostali na wyspach ze względów ekonomicznych. Uznali po prostu, że będzie im tu lepiej niż w zrujnowanej Polsce. Sam jestem emigrantem ekonomicznym więc dlaczego miałbym tę postawę potępiać.

Po co to piszę? My nowa fala emigracji często mieliśmy dane do zrozumienia, że jesteśmy gorsi. Nie mamy karty wojennej za sobą. Tak jakby to było moją winą, że akurat mamy 80 lat pokoju. Moja redakcyjna koleżanka usłyszała od pewnej dystyngowanej pani, że prawdziwi Polacy to są właśnie przedstawiciele starej emigracji. My nie bo my jesteśmy zrusyfikowani.  No i jak skomentować taki tekst? Osobiście miałem podobne doświadczenia ale przez szacunek dla wieku milczymy.

Niestety „stara emigracja” stała się środowiskiem kabaretowym choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie czepiam się. Może też taki będę. Zresztą pamiętam seniorów stronnictwa narodowego dla których lata 30te nie zakończyły się nawet w latach 90tych. Problem leży w tym, że stara emigracja stała się towarzystwem wzajemnej adoracji, która nie chciała przyjmować obcych czyli nas młodych z fali emigracji z XXI wieku.

Przebywam na wyspach od jesieni 2012 roku. Gdy tylko nieco ogarnąłem się z pracą zacząłem szukać emigranckiego życia. Projekcje filmów, pokazy, zebrania.  Nie oczekiwałem, że ktoś rozłoży przede mną czerwony dywan ale starsze towarzystwo doskonale bawiło się w swoim gronie. Tylko w swoim. Czułem się jak niewidzialny. Gdzie się podział jeden naród ponad granicami? Na spotkaniu koła Lwowian dwukrotnie pytałem prezesa Żółtaneckiego o członkostwo. Pytałem jak mogę pomóc z działalności koła. W odpowiedzi usłyszałem, że aktualnie nie ma czasu. Nie znalazł dla mnie nawet 15 minut przez rok. Niestety wielu moich znajomych ma podobne doświadczenia. Zaczęliśmy więc działać samodzielnie. Zamiast jednego narodu są dwa.

Stare środowisko emigracyjne potrafiło się nawet oburzyć na nas za akcję „Polish blood”. To akcja charytatywna polegająca na zbieraniu krwi. Co oburzyło starszych państwa? Otóż ktoś w wywiadzie powiedział, że tak jak kiedyś naszą krew przelewaliśmy w Bitwie o Brytanie tak teraz robimy to w innych okolicznościach. To nie jest dosłowny cytat ale dobrze oddaje sens wypowiedzianych słów.  I podniósł się raban bo jak śmiemy porównywać się do lotników bla bla bla. Znów nie moja wina, że urodziłem się, w latach 80tych. Poza tym potrafię liczyć i wiem, że żyje ich może kilku więc kto tu sobie przypisuje czyjeś zasługi? Może to drobna złośliwość ale taka postawa stała się męcząca. Zresztą nie o to chodzi. Zawsze myślałem, że jesteśmy jednym narodem i lotnicy są naszą wspólną dumą.

Oczywiście nie wszyscy tacy są. Są też ludzie zachowujący się jak trzeba (o nich zresztą możecie przeczytać wszędzie) ale ta co tu dużo mówić żenująca postawa jest na tyle częsta, że nie sposób jej nie zauważyć.

 

Tymczasem lata mijają i starzejące się środowisko budzi się z ręką w nocniku.

Zaczyna do nich docierać, że zostali z niczym. Nie potrafili przekonać do polskiego dziedzictwa własnych dzieci z których zdecydowana większość jest całkowicie zanglizowana. Okazuje się, że nie ma już kto ciągnąć organizacji. Spuścizna emigracji niepodległościowej prawie nikogo nie interesuje. I czyja to wina? Nasza. Młodych. W „Tygodniu Polskim” ukazuje się list w którym autor rozdziera szaty na temat upadającej polski spuścizny i nad tym, że nam młodym nie chciało się nią zainteresować.

 

Tego już za wiele.

Wzburzony napisałem list do redakcji jak to wygląda z naszej perspektywy. O dziwo opublikowali chyba dwa tygodnie później. Czy była dalsza polemika nie wiem nie sprawdzałem.

 

Całkiem niedawno zakończyłem (zawiesiłem?) współpracę z londyńskim Radiem Bobola. Sprawy emigracyjne były tam na porządku dziennym. Zarówno te dotyczące starych jak i młodych. Nie będę pisał, że młoda emigracja jest idealna bo bym skłamał jest lata świetlne od tego ale… No właśnie ale. Kilka razy badaliśmy sprawę upadających domów polskich czy też domów kombatanta w różnych miejscach na wyspach.

Bo wysłuchaniu skargi seniorów należało przystąpić do weryfikacji faktów i wtedy najczęściej temat upadał. Okazywało się bowiem, że środowisko starszych państwa podzieliło się wewnętrznie. Jedni walczyli z drugimi. Często padały oskarżenia kto kogo okradł. Gdy jeden z portali pokazał zrujnowany dom Polski w Manchesterze bodajże gdzie były wciąż kroniki życia kulturalnego emigracji czy sztandary organizacji kombatanckich okazało się ostatecznie, że do takiego stanu rzeczy doprowadzili sami seniorzy.

Inny przykład. W środkowej Anglii likwidowano piękny dom polski. Wszystko dlatego bo młodzi nie chcą pomagać. A to kawał naszej historii. Standardowa śpiewka. Tymczasem po kontakcie z przedstawicielami młodej emigracji usłyszałem, że owszem oni chcieli współpracować ale starsi państwo ich pogonili bo jeszcze w ich pięknym domu jacyś zruszczeniu ludzie chcieliby piknik dla rodzin urządzić. Natomiast obecnie (było to w zeszłym roku) seniorzy odezwali się gdy poważnie zadłużyli budynek i szukają kogoś kto za nich spłaci długi.

Doprawdy wiara w jeden naród ponad granicami bywa trudna.