sobota, 10 grudnia 2022

Marksizm wkracza do archeologii

 

Będąc na lotnisku w sklepie WH Smith kupiłem widoczną na obrazku książkę.  Świetna na długi lot. Szybko się czyta. Autorka nie nudzi.

Książka opisuje wszystkie najważniejsze odkrycia archeologiczne na Wyspach Brytyjskich od paleolitu po epokę żelaza. Jak ktoś się interesuje tematem to nic nowego tu nie znajdzie ale to dobre przypomnienie.


I wszystko byłoby super. Wszyscy bylibyśmy szczęśliwi gdyby nie dwa fragmenty.  W pierwszym autorka opisuje jednego z dziewiętnastowiecznych ojców brytyjskiej archeologii. Choć przyznaje mu pewne zasługi skupia się  głównie na jego krytyce. Chodzi o to, że Pan był purytaninem i swoją pracę na siłę próbował połączyć z biblią. Wszelkie odkrycia musiały się zgadzać z chronologią biblijną. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że się nie zgadzają. Gdyby autorka książki poprzestała tylko na tym to ok. Nie ma problemu. Tłumaczymy czytelnikowi, że wielu pionierów choć miało zasługi to jednocześnie bywało całkowicie na bakier z metodologią i dziś ich prace są niewiele warte. Autorka idzie jednak krok dalej. Daje nam przydługi wykład w którym dowiadujemy się o tym, że ona w sumie jest lepsza od tego pana bo jest niewierząca. Można odnieść wrażenie, że człowiek współczesny taki właśnie powinien być. Po pierwsze nic to nie wnosi do treści książki. Po drugie jakieś prywatne wywody w popularnonaukowej pracy trącą….amatorszczyzną. Świetnie wytłumaczyła Pani czytelnikom na czym polegał błąd jednego z pierwszych archeologów ale co nam po tym, że podaje nam Pani autorka swoje zapatrywania na religię i dlaczego one miałby być lepsze?

Fragment drugi.

Wiele razy słyszałem, że gdy archeolog odnajdzie szkielet to może on być albo męski albo żeński i zabawa w sto pięćdziesiąt płci się kończy.

Okazuje się, że Pani autorka nie do końca się z tym zgodzi. Opisując jedno z odkryć ubolewa nad tym, że szkielety określamy jako męskie albo żeńskie. Jej zdaniem to źle no bo przecież nie wiemy jak dana osoba się identyfikowała. Przecież ten kogo nazywamy mężczyzną mógł uważać się za czajnik lub konia wyścigowego. I tak mamy kolejne kilka stron wywodu na ten temat.

 

Powyższa książka nie jest jakimś wyjątkiem a raczej czym co staje się normą. Książki na zachodzie pod względem indoktrynacji zaczynają coraz bardziej przypominać te wydawane kiedyś w ZSRR i jego satelitach.

Będąc na studiach czytaliśmy fragmenty prac pani profesor Julii Zabłockiej, która jako zadeklarowana komunistka wszędzie tropiła spiski klasowe. Marksistów widziała już wśród starożytnych Sumerów itp.

Dziś na zachodzie jest bardzo podobnie. Z tą różnicą, że walka klas została zastąpiona tęczową ideologią.

wtorek, 29 listopada 2022

Turbosłowianie po raz ostatni. Obiecuję ;)

 

Wraz z rozwojem mediów społecznościowych pojawiły się nowe zjawiska społeczne takie jak na przykład zwolennicy płaskiej ziemi.

Oczywiście tego typu grupy istniały sobie gdzieś na marginesie życia społecznego od lat, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, ale nowoczesne technologie pozwoliły im stać się zjawiskami masowymi.

 

Ruch turbosłowian doskonale wpisuje się w ten schemat. Jest to fenomen społeczny nie znany jeszcze kilkanaście lat temu a obecnie mający setki tysięcy zwolenników. Nie jest to ruch jednorodny. Nie ma jakiejś rady programowej czy jednego przywódcy. Napędzają go głównie ignorancja, brak podstawowej wiedzy historycznej oraz olbrzymie kompleksy a czasem też zwykły rasizm.

 

Turbosłowianie ujawniają nam spisek.

 Otóż przedwiekami istniało imperium Wielkiej Lechii. W zależności na jakie „źródła” trafimy dowiemy się, że zajmowało ono od połowy Europy do praktycznie całego kontynentu. Lechici pokonali Rzymian, pobili Aleksandra Macedońskego, który przerażony ich siłą skierował się w kierunku Persji. Język Lechicki/Słowiański dał początek wszystkim językom indoeuropejskim. I tak dalej i tak dalej. Liczba tych bajek jest naprawdę spora. Często też wzajemnie się wykluczają. Warto pamiętać, że Słowianie czy Lechici to po prostu protoplaści Polaków. Tu nieco zabawna historia. Otóż nasi turbolechici zaczęli tłumaczyć swoje bajki na język angielski i ku swemu zdziwieniu natrafili na mur. Czego oni tak naprawdę oczekiwali? Że jakiś Czech czy Serb w spokoju przeczyta ich brednie z których jasno wynika, że Słowianie to po prostu Polacy i powie ah tak nie wiedziałem. Przepraszam.

 

Wracając jednak to tematu.

 

Jak to się stało, że tak potężny twór po prostu przestał istnieć i nie pozostawił po sobie śladów? Jeśli chodzi o koniec imperium Lechitów to nikt w ich środowisku takim szczegółem nie zaprząta sobie głowy. Natomiast za brak śladów odpowiada kościół katolicki. Rzadziej Niemcy.

Po prostu kościół systematycznie niszczył wszelkie ślady Wielkiej Lechii. Nie byłoby to nic nowego już przecież w starożytności władcy na Bliskim Wschodzie podejmowali próby usunięcia wszelkich śladów po swoich poprzednikach. Nigdy jednak nie udało się tego dokonać w stu procentach. W przypadku Wielkiej Lechii kościół zaś miałby skutecznie zatrzeć ślady po imperium przewyższającym wszystkie poprzednie. Jest to fizycznie niemożliwe. Jednak biorąc pod uwagę rozwój dość łopatoligicznego antyklerykalizmu tego typu bzdury trafiają na bardzo podatny grunt.  

 

Turbosłowanie o czym nie wiedzą nie są zjawiskiem oryginalnym. Niczym nie różnią się na przykład od afrocentryków. Mają dokładnie ten sam zestaw argumentów. Mają też sporą konkurencję. Istnieje bowiem ruch nie tylko wielkiej Korei sięgającej przed wiekami dzisiejszej Turcji, ale też wielkoukraińcy, wielkosłowacy czy wielkomacedończycy. Są to ruchy charakterystyczne dla narodów uciśnionych, nowoczesnych, graniczących ze starymi narodami historycznymi.  Nigdy nie zetknąłem się natomiast z ruchem turboanglików czy tubofrancuzów.  W naszej części Europy mamy trzy narody historyczne. Są to Czesi, Węgrzy i Polacy.

 

Na początku wspomniałem, że zjawisko turbosłowiaństwa narodziło się kilkanaście lat temu.  Może precyzyjniej byłoby gdybym napisał odrodziło się.  Podobny ruch rozwijał się zwłaszcza w pierwszej połowie XIX wieku. Polacy, Czesi i inni wobec napierania agresywnego germanizmu zaczęli produkować fałszywe kroniki i starożytne artefakty by pokazać, że Słowianie wcale nie byli upośledzeni cywilizacyjnie jak twierdzili Niemcy. Taka postawa choć zaszkodziła nauce na kilkadziesiąt lat wobec sytuacji politycznej w jakiej się znajdowano może być zrozumiana.  Natomiast dla turbosłowiaństwa, którzy w produkowaniu bzdur kilka razy przeskoczyli dziewiętnastowiecznych „fanów starożytności” taryfy ulgowej nie ma.

 

W tym miejscu nasuwa się bardzo smutna refleksja o stan naszego narodu. Jak to się stało, że w jednym z najstarszych państw na świecie świetnie rozwija się ruch na dobrą sprawę zaprzeczający własnemu narodowi. Narody nowoczesne mające szczątkową historię często budują swą historię na czystej krwi. Mając kompleksy wobec starszych sąsiadów wymyślają sobie bajki o dawnych imperiach i chwale. Narody historyczne tego typu opowieści nie tylko nie potrzebują ale też doskonale zdają sobie sprawę, że przez wieki przyjmowały pule genowe spoza własnej grupy. W narodach historycznych naród to przede wszystkim konstrukt kulturowy. Wiedzieli o tym również nasi dziewiętnastowieczni falsyfikatorzy. Natomiast turbosłowianie choć zazwyczaj obwieszeni biało czerwonymi flagami nie zdają sobie sprawy, że ich zabawa w czysto Lechicką krew, na punkcie, której mają prawdziwą obsesję automatycznie z grona Polaków wyklucza takie osoby jak Dmowski, Piłsudski, Korfanty, Matejko czy Kopernik. Gdyby jeszcze zaledwie kilkadziesiąt lat temu myślano w ten sposób etniczny Niemiec admirał Urnug nie miałby szans stać się polskim bohaterem.  

Rozwój tego ruchu pokazuje jak bardzo upodlonym społeczeństwem jesteśmy. Jak bardzo jesteśmy zakompleksieni.

 

W mojej ocenie ponad jedenaście wieków państwowości to szmat czasu i powód do dumy. Jednak, gdyby Polska istniała tylko pięćset czy nawet trzysta lat nie czułbym się mniej Polakiem, nie czułbym się gorszy. Dlatego nie potrafię zrozumieć co ma mi dać przesuniecie „mojej” historii o dwa a czasem nawet o pięć tysięcy lat do tyłu. Będziemy przez to lepsi? Inni padną przed nami na kolana? Co ma się stać?

 

Zjawisko turbosłowiaństwa zostało dostrzeżone, prze środowisko historyczne. Muzeum początków państwa polskiego zorganizowało wystawę obalającą mit Wielkiej Lechii. Wspólnie z polskim radiem zorganizowano debatę na ten temat. Za to oczywiście należą się pochwały. Gorzej jeśli idzie o wnioski. Słuchając debaty w polskim radiu byłem zdumiony gdy paneliści doszli do wniosku, że za wszystkim stoi Rosja… Dlaczego? Bo Rosjanie wymyślili w XIX wieku panslawism.  Tymczasem panslawizm i turbosłowanizm to zupełnie różne zjawiska.

 

 

Jeśli nie ustalimy faktycznych przyczyn tego zjawiska nie będziemy mogli podjąć z nim walki. Wystawa w muzeum czy panel ekspercki to oczywiście ważna rzecz. Jest to jednak przekonywanie przekonanych. Osoby nie mające pojęcia o krytyce źródeł, nie widzące różnicy pomiędzy neolitem a epoką żelaza, osoby dla których plemię i naród to to samo, osoby dla których książka i mem znaleziony w intrenecie mają dokładnie taką samą wartość nie pójdą do muzeum. Tym bardziej nie wysłuchają audycji w radiu, która wyda im się mało sensacyjna i po prostu nudna.

 

Ekektów liberalizacji społeczeństwa, gdzie nie uznaje się autorytetów nie da się tak łatwo odwrócić. Książka napisana przez wybitnego historyka i internetowe wynurzenia kompletnych ignorantów jeszcze długo będą miały dla przeciętnego mieszkańca naszego kraju dokładnie tę samą wartość.  Trzecia Rzeczpospolita dzięki naszej światłej klasie politycznej również pozostanie póki co solidną konstrukcją z kartonu.

 

Jest jednak coś co możemy zrobić już dziś. Możemy dążyć do odpowiedzialności za słowo. Choćby była to tylko odpowiedzialność honorowa. Istnieje w Polsce wydawnictwo kiedyś uchodzące za naukowe. Przez lata wytworzyło sobie pewną renomę. Po jego niedwnej prywatyzacji osoby decyzyjne zwietrzyły jednak doskonały interes w drukowaniu wielkolechickich bzdur. Jest to bardzo poważny problem. Drukowanie tego typu rzeczy niezwykle utrudnia dyskusję. Zwolennik Wielkiej Lechii całkiem słusznie zauważy, że przecież gdyby to w co wierzy było bzdurą to wydawca książek historycznych by ich po prostu nie drukował. A jeśli to robi to znaczy, że nie są to opowieści z krainy mchu i paproci a przynajmniej popularnonaukowe pozycje. Jest w tym pewna logika.  Sięgając po Kronikę Prokosza nie znajdziemy tam wprowadzenia napisanego przez historyka, który tłumaczyłby we wstępie, że trzymamy w rękach produkt polskiego romantyzmu z XIX wieku. Jest dokładnie odwrotnie. Okładka sugeruje mam, że to autentyczna dawna kronika. Wśród turbosłowiańskich autorów dwóch cieszy się sporym uznaniem. Jeden nie jest historykiem i o warsztacie historyka nie ma bladego pojęcia. Drugi a autorów podaje się co prawda za historyka jednak w swoich książkach powołuje się na nieistniejące fragmenty kronik czy badania genetyczne, które przeprowadzono wyłącznie w jego wyobraźni. Mamy więc do czynienia z ordynarnym oszustwem sygnowanym renomą znanego wydawnictwa historycznego. Nie podam wam dobrego rozwiązania bo wiem, że temat jest delikatny i nie chciałbym być posądzany o próbę wprowadzania cenzury ale coś należy jednak z tym tematem zrobić. Wolność badań naukowych to jedno a świadome (nie mam wątpliwości, że część autorów robi to z pełną premedytacją) wprowadzanie naiwnych ludzi w błąd tylko po to by uzyskać gratyfikację finansową to inna kwestia.

sobota, 17 września 2022

Dzieje Wysp Brytyjskich. Miedź, brąz, żelazo

 Artykuł ukazał się w kwietniu 2021 roku.


Miedź, brąz, żelazo

Dwa i pół tysiąca lat przed naszą erą gdy tysiące kilometrów na południowy wschód kwitły cywilizacje egipska oraz blisko wschodnie na wyspy brytyjskie zaczęła przenikać nowa fala osadnicza, która szybko zdominowała miejscową ludność. Nie było to trudne gdyż według różnych badaczy Brytanię zamieszkiwało wtedy od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi z czego kilkuset mieszkańców przypadało na Szkocję. Badania genetyczne wskazują, że ludzie ci w większości pochodzili z półwyspu iberyjskiego.  Wraz z nowymi ludźmi zaczęła przenikać nowa technologia. Era kamienia łupanego powoli się kończyła. Najpierw zaczęły pojawiać się wyroby z miedzi koegzystujące jakiś czas z wyrobami kamiennymi. Zmiana nie dokonała się przecież w ciągu roku. Dlatego archeolodzy wyróżniają często epokę miedzi jaki okres przejściowy między epoką kamienia a brązu. W końcu miedź została zastąpiona przez stop miedzi i cyny czyli brąz.

Jeden z najstarszych i najlepiej zachowanych grobów z początków epoki brązu został odnaleziony dopiero w 2002 roku w Amesbury. Kilkanaście kilometrów od Salisbury. Znalezisko pochodzące sprzed 2300 lat przed nasza erą można podziwiać dziś w muzeum Salisbury. Warto się tam wybrać przy okazji wycieczki do Stonehenge. Nowa ludność przyniosła nowa kulturę czy jak byśmy dziś powiedzieli styl życia. Nazywamy ich ludnością kultury pucharów dzwonowatych czy po angielsku Bell Baker people.  Nowi ludzie przynieśli rewolucje w sferze materialnej, ciężko stwierdzić co stało się ze sfera duchową. Mieli swoje zwyczaje co widać po grobach ale takie Stonehenge będzie użytkowane jeszcze setki lat. Przynieśli nową religię zachowując stare miejsca kultu? Zmiksowali nowe wierzenia ze starymi a może były one oda samego początku bardzo podobne? Na niektóre pytania nigdy nie poznamy odpowiedzi. Czasem mamy jednak szczęście. Badacze od zastanawiali się czy miejsca takie jak Stonehenge były odosobnimy wielkim centami kultu czy też istniały również bardzo lokalne centa. Przekładając to na dzisiejsze czasy naukowcy zastanawiali się czy istniały tylko katedry czy mieliśmy tez kościoły i kaplice parafialne.  Logika podpowiadała, że poza wielkimi miejscami kultu musiały istnieć przecież i bardzo lokalne. Niestety nie było dowodów na poparcie tej tezy. Do czasu. Wczesną wiosną 1998 roku na wybrzeżu hrabstwa Norfolk dokonano niezwykłego okrycia. Znaleziono Stonehenge w miniaturze. Chodzi o kilkumetrową konstrukcję przypominająca kamienne kręgi megalityczny tyle, że zbudowana z drewna. Nazwano ja Seahenge. Można ja zobaczyć w muzeum w King`s Lynn. Pochodzi sprzed 2050 lat przed nasza erą. Jest to dowód na istnienie niewielkich bardzo lakalnych miesc kultu. Nie znajdujemy ich dziś bo były robione z drewna i albo zostały zniszczone przez ludzi albo same uległy rozkładowi. W końcu drewno to nie kamień czy metal. 

Seahenge

Od około 2000 roku przed naszą erą głównie na terenie Anglii rozwijała się kultura Wessex, będąca lokalną odmianą kultury pucharów dzwonowatych. Rozwijała się przez około 600 lat. Pisząc poprzednim razem o megalitach wspomniałem by zwiedzając Avebury zwrócić uwagę na okoliczne kurhany. Pochodzą one właśnie z tego okresu. Najstarsze mają po 4 tysiące lat.

Wytop metalu zapoczątkował rozwinięcie górnictwa na skale przemysłową. Z Okresu pomiędzy 2000 a 1800 lat przed naszą era pochodzą dwie duże kopalnie miedzi. Mount Gariel w okolicach dzisiejszego Cork w Irlandii oraz Great Orme w Walii (tę ostatnią można zwiedzać). Pierwsza wydobywała 370 ton miedzi rocznie. Druga pomiędzy 175 a 235 ton. Skala wydobycia była tak duża, że około 1600 roku przed nasza erą wyspy stały się znaczącym eksporterem miedzi.

Będąc w okolicach Cambridge warto wybrać się do Peterborough a tam do miejscowego muzeum. Znajdują się tam pozostałości po Must Farm.  Są to pozostałości po niewielkiej osadzie. Jest to najlepiej zachowana osada z epoki brązu z terenów Brytanii. Nazywana jest często Pompejami Brytyjskimi. Chodzi o to, że osada została porzucona nagle po katastrofalnym pożarze. Badania wskazują, że miała zaledwie rok w chwili katastrofy. Pochodzi z okresu pomiędzy 1750 a 1650 rokiem przed nasza erą. 

Must Farm

Około 1500 roku przed nasza erą następuje coś co profesor Francis Pryror nazywa „Domestic Revolution”. Niestety nie znalazłem nigdzie polskiego odpowiednika, najbardziej odpowiednim terminem będzie chyba rewolucja wewnętrzna. Wielkie megality jako miejsca zbiorowego kultu odchodzą w przeszłość. Zastępowane są mniejszymi "kapliczkami" często usytuowanymi w pobliżu bagien czy źródeł rzek. Wiele z nich przetrwa aż do nadejścia chrześcijaństwa.  Formy takie jak Stonehenge odchodzą w przeszłość bo jesteśmy w trakcie tworzenia się społeczności klanowej, tworzy się samorząd lokalny i wielkie miejsca ściągające ludność z rozległych terytoriów nie są już potrzebne.

Czytelnik zwiedzający muzeum w Peterborough powinien wybrać się również poza miasto. Znajduje się tam park archeologiczny Flag Fen. Jest to rekonstrukcja prężnej osady powstałej tam około 1500 lat przed nasza erą.

Przenieśmy się teraz daleko na północ. Na Hybrydach Zewnętrznych znajduje się stanowisko archeologiczne Cladh Hallan. Jest ot jedyne miejsce w Wielkiej Brytanii gdzie znaleziono prehistoryczne mumie. Miejsce to było zamieszkane już 2000 tysiące lat przed nasza erą.  Archeologom znane było od dawna jednak przełomowego odkrycia dokonano w 2001 roku. Znaleziono wtedy dwie mumie: mężczyzny pochodzącą sprzed 1600 lat przed nasza erą oraz kobiety sprzed 1300 lat przed naszą era. Co ciekawe oba ciała zostały pochowane w tamtym miejscu dopiero około 1120 roku przed nasza erą będąc uprzednio przechowywane przez wiele miesięcy w torfowisku. Naukowcy nie mają pojęcia dlaczego tak się stało.

Sprzed 1300 lat przed nasza erą pochodzi tak zwana łódź z Dover. Jest to znaleziona podczas robót ziemnych w mieście doskonale zachowana kilkumetrowa łódź, która pływano po kanale La Manche. Jest to tez bezpośredni dowód na kwitnący w tamtym okresie handel wyspy z Europą kontynentalną. 

Łódź z Dover

Od około 1200 roku na południu dzisiejszej Anglii bujnie rozwija się rolnictwo z małymi wioskami, które składały się z okrągłych domostw będących wizytówka wyspy aż do czasów rzymskich.

W okresie pomiędzy 1500 a 1000 rokiem przed nasza erą zaczyna na wyspy przenikać pierwsza fala osadników protoceltyckich. Absolutnie nie można mówić jeszcze najeździe Celtów. Fala ta był bardzo symboliczna i rozłożona w czasie. Więcej znaczenia niż samo osadnictwo miała powoli sącząca się kultura Celtów.

Prawdziwy najazd Cletów na Wyspy brytyjskie zacznie się dopiero pod koniec VII wiku przed naszą erą. Wraz z nimi przyjdzie kolejna rewolucja techniczna. Celtowie przyniosą technikę wytopu żelaza.


czwartek, 18 sierpnia 2022

Nie lubię Dubaju

 Tytuł troszkę przewrotny bo to nie do końca tak jest. Lubię lotnisko w Dubaju, luksusowe taksówki. Lubię od czasu do casu poczuć ten żar lejący się z nieba. Jednocześnie czegoś mi brakuje.


 

Z racji tego, że bywam tam ostatnio dość często zaglądam tam gdzie nie zaglądają z reguły turyści. I często sobie myślę nad czym oni wznoszą te ochy i achy.

Tak, rozwój miasta jest oszałamiający. Rozrosło się błyskawicznie. To wszystko prawda. Jednak ile można się zachwycać wieżowcami? Przecież jest wiele miejsc gdzie również można je podziwiać. Plaże? Są fajne nie powiem ale też w większości sztuczne po prostu. I myślę, że to jest dal mnie słowo klucz do opisu Dubaju. Sztuczność. Takie mam odczucie. Wyspa palma czyli sztuczna wyspa z widocznym kształtem dopiero z samolotu. Na dole charakteryzuje się wąskimi uliczkami i ciągłymi korkami.


Wiele razy zastanawiałem się co tak ludzi w Dubaju fascynuje. Doszedłem do wniosku, że paradoksalnie jest to ta sztuczność właśnie. Ktoś z Europy leci na inny kontynent, do kraju arabskiego (tak to sobie większość tłumaczy) po czym ma wszystko urządzone jak w Europie tylko jeszcze lepiej.

Byłem więc z kraju arabskim i bardzo mi się podobało. Z tym, że byłem tylko w teorii w kraju arabskim bo wszystko urządzone jest pode mnie. Przybysza z zewnątrz.

Dubajanie stanowią zaledwie około 10% mieszkańców własnego miasta. Muzułmanów jest o ile się nie mylę około 30/35%. Łatwo więc być w Azji nie będąc w Azji. Łatwo być w kraju muzułmańskim nie będąc w nim w praktyce.

To czego mi tam zawsze brakuje to życie kulturalne. Nie mówię tu o komercyjnych imprezach pod turystów. Nie ma teatrów, bibliotek etc. Znalazłem zaledwie jedną księgarnię. Muzea (poza archeologicznym) są na poziomie nie ubliżając nikomu muzeum powiatowego w Sieradzu.

Muzeum archeologiczne

 

Czy jest coś co mi się tam podoba?

Oczywiście. Maleńkie stare miasto. Stary fort. Tradycyjny arabski targ (jeśli tylko przymkniemy oczy i nie będziemy zauważać, że większość sprzedawców pochodzi z Pakistanu).

Lubię też tam zjeść. Dzięki mnogości ludzi z różnych zakątków świata mamy tam kuchnię przynajmniej z trzech kontynentów. Do tego autentyczną a nie robioną pod gust kogoś z zewnątrz. Lubię dzielnicę Riga. Widziałem nagranie gdzie ktoś ją nazwał slumsami. To oczywiście bzdura. Slumsów w Dubaju nie ma. To po prostu dzielnica nie dla turystów. W większości mieszkają tu ludzie, którzy na co dzień obsługują was w restauracjach czy hotelach. Można tam tanio i dobrze zjeść i jakkolwiek to zabrzmi czuje się tam jak w autentycznym mieście gdzie większość otaczających mnie ludzi nie jest tylko na chwilę.

 

Lubię też podejście do historii miejscowych.

Nie kłamią. Nie wyszukują sobie zagonionych imperiów, które przysypał piasek. Wręcz przeciwnie. Doskonale wiedzą, że byli światowym zapupiem, miejscem, które jeszcze niedawno było określane jako pirackie wybrzeże.  Maleńkie stare miasto i fort są dla nich symbolem. Zobacz przybyszu gdzie byliśmy i dokąd doszliśmy. Sukces jest tak wielki, że za nim nie nadążamy.

Nie ma jakiś wielkich kompleksów kolonialnych. Ot był taki okres i tyle. Zamiast tego mamy mądrość etapu. Gdy okres kolonialny się kończył małe emiraty mogły ogłosić niepodległość każdy z osobna a zebrały się do kupy i utworzyły Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Mało kto wie, że Dubaj to w zasadzie trójmiasto. Mamy Dubaj właściwy, potem po przejeździe przez most nad bardzo wąską zatoką wjeżdżamy do nieco mniejszej metropolii Szardży, kolejnego emiratu. Wreszcie zaraz za nią znajduje się Adżman wielkości mniej więcej naszego Torunia. Najmniejszy z Emiratów. Wyobraźmy sobie, że każdy taki karłowaty twór byłby osobnym państwem skłóconym z sąsiadami, mający często wzajemne roszczenia terytorialne.

O blaskach i cieniach polityki Emiratów innym razem.

piątek, 27 maja 2022

Pamiętnik emigranta cz. III

 

Nie ma sensu pisać jak mi się powodzi. Jak wygląda życie codzienne na wyspach itp. Za dużo nas tutaj by była to jakaś sensacyjna informacja.

Dziś o emigracji z nieco innej strony.  Mówi się czasem, że podróże kształcą. Oczywiście tych którzy potrafią obserwować. W moim przypadku emigracja pozbawiła mnie złudzeń. Złudzenie pierwsze. Niepodległość Szkocji. Takie moje młodzieńcze jeszcze uniesienie i poparcie dla mieszkańców północy wyspy. Na miejscu przekonałem się, że sprawa jest bardziej złożona oraz kim rzeczywiście są szkoccy nacjonaliści i dziś nie mam złudzeń, że opuszczenie unii brytyjskiej przez Szkocję w gruncie rzeczy bardzo by jej zaszkodziło.

Nie to jest jednak głównym tematem wpisu.

Złudzenie drugie. Emigracja niepodległościowa.

Mieszkając w Polsce byłem pełen podziwu dla niej.  To nie tak, że była dla mnie czymś idealnym. Dzieckiem nie jestem. Jednak jako legalista miałem szacunek dla legalnych władz RP. Widziałem oczyma wyobraźni dramat tych ludzi.

Na miejscu okazało się, że nie wszystko jest takie super a bardzo już wiekowe towarzystwo ma naprawdę sporo za uszami.

Czytałem sporo publikacji wydawanych przez Polską Fundację Kulturalną z Londynu w latach powojennych. Ci ludzie wtedy zmagali się z trudami emigracji w nieprzychylnym środowisku ale doskonale wiedzieli, że osoby trafiały tu na wyspy różnymi dogami i nie każdy brał udział w boju pod Tobrukiem czy Monte Casino. Dziś topniejąca już grupa starszych osób uprawia kombatanctwo często w nieeleganckim stylu. Nie jest prawdą (a często to się powtarza), że nie mogli wrócić do Polski bo czekała by ich śmierć. Niektórych rzeczywiście tak ale większość władze komunistyczne pozostawiły by w spokoju. Zresztą wiele osób czy to z tęsknoty czy nie mogąc się odnaleźć na emigracji powróciło.  Spora część emigracji pochodziła z kresów. Kresy jak wiadomo znalazły się w ZSRR i Ci ludzie uznali, że zwyczajnie nie mają do czego wracać. I ja to doskonale rozumiem. Są jednak tacy, którzy zostali na wyspach ze względów ekonomicznych. Uznali po prostu, że będzie im tu lepiej niż w zrujnowanej Polsce. Sam jestem emigrantem ekonomicznym więc dlaczego miałbym tę postawę potępiać.

Po co to piszę? My nowa fala emigracji często mieliśmy dane do zrozumienia, że jesteśmy gorsi. Nie mamy karty wojennej za sobą. Tak jakby to było moją winą, że akurat mamy 80 lat pokoju. Moja redakcyjna koleżanka usłyszała od pewnej dystyngowanej pani, że prawdziwi Polacy to są właśnie przedstawiciele starej emigracji. My nie bo my jesteśmy zrusyfikowani.  No i jak skomentować taki tekst? Osobiście miałem podobne doświadczenia ale przez szacunek dla wieku milczymy.

Niestety „stara emigracja” stała się środowiskiem kabaretowym choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie czepiam się. Może też taki będę. Zresztą pamiętam seniorów stronnictwa narodowego dla których lata 30te nie zakończyły się nawet w latach 90tych. Problem leży w tym, że stara emigracja stała się towarzystwem wzajemnej adoracji, która nie chciała przyjmować obcych czyli nas młodych z fali emigracji z XXI wieku.

Przebywam na wyspach od jesieni 2012 roku. Gdy tylko nieco ogarnąłem się z pracą zacząłem szukać emigranckiego życia. Projekcje filmów, pokazy, zebrania.  Nie oczekiwałem, że ktoś rozłoży przede mną czerwony dywan ale starsze towarzystwo doskonale bawiło się w swoim gronie. Tylko w swoim. Czułem się jak niewidzialny. Gdzie się podział jeden naród ponad granicami? Na spotkaniu koła Lwowian dwukrotnie pytałem prezesa Żółtaneckiego o członkostwo. Pytałem jak mogę pomóc z działalności koła. W odpowiedzi usłyszałem, że aktualnie nie ma czasu. Nie znalazł dla mnie nawet 15 minut przez rok. Niestety wielu moich znajomych ma podobne doświadczenia. Zaczęliśmy więc działać samodzielnie. Zamiast jednego narodu są dwa.

Stare środowisko emigracyjne potrafiło się nawet oburzyć na nas za akcję „Polish blood”. To akcja charytatywna polegająca na zbieraniu krwi. Co oburzyło starszych państwa? Otóż ktoś w wywiadzie powiedział, że tak jak kiedyś naszą krew przelewaliśmy w Bitwie o Brytanie tak teraz robimy to w innych okolicznościach. To nie jest dosłowny cytat ale dobrze oddaje sens wypowiedzianych słów.  I podniósł się raban bo jak śmiemy porównywać się do lotników bla bla bla. Znów nie moja wina, że urodziłem się, w latach 80tych. Poza tym potrafię liczyć i wiem, że żyje ich może kilku więc kto tu sobie przypisuje czyjeś zasługi? Może to drobna złośliwość ale taka postawa stała się męcząca. Zresztą nie o to chodzi. Zawsze myślałem, że jesteśmy jednym narodem i lotnicy są naszą wspólną dumą.

Oczywiście nie wszyscy tacy są. Są też ludzie zachowujący się jak trzeba (o nich zresztą możecie przeczytać wszędzie) ale ta co tu dużo mówić żenująca postawa jest na tyle częsta, że nie sposób jej nie zauważyć.

 

Tymczasem lata mijają i starzejące się środowisko budzi się z ręką w nocniku.

Zaczyna do nich docierać, że zostali z niczym. Nie potrafili przekonać do polskiego dziedzictwa własnych dzieci z których zdecydowana większość jest całkowicie zanglizowana. Okazuje się, że nie ma już kto ciągnąć organizacji. Spuścizna emigracji niepodległościowej prawie nikogo nie interesuje. I czyja to wina? Nasza. Młodych. W „Tygodniu Polskim” ukazuje się list w którym autor rozdziera szaty na temat upadającej polski spuścizny i nad tym, że nam młodym nie chciało się nią zainteresować.

 

Tego już za wiele.

Wzburzony napisałem list do redakcji jak to wygląda z naszej perspektywy. O dziwo opublikowali chyba dwa tygodnie później. Czy była dalsza polemika nie wiem nie sprawdzałem.

 

Całkiem niedawno zakończyłem (zawiesiłem?) współpracę z londyńskim Radiem Bobola. Sprawy emigracyjne były tam na porządku dziennym. Zarówno te dotyczące starych jak i młodych. Nie będę pisał, że młoda emigracja jest idealna bo bym skłamał jest lata świetlne od tego ale… No właśnie ale. Kilka razy badaliśmy sprawę upadających domów polskich czy też domów kombatanta w różnych miejscach na wyspach.

Bo wysłuchaniu skargi seniorów należało przystąpić do weryfikacji faktów i wtedy najczęściej temat upadał. Okazywało się bowiem, że środowisko starszych państwa podzieliło się wewnętrznie. Jedni walczyli z drugimi. Często padały oskarżenia kto kogo okradł. Gdy jeden z portali pokazał zrujnowany dom Polski w Manchesterze bodajże gdzie były wciąż kroniki życia kulturalnego emigracji czy sztandary organizacji kombatanckich okazało się ostatecznie, że do takiego stanu rzeczy doprowadzili sami seniorzy.

Inny przykład. W środkowej Anglii likwidowano piękny dom polski. Wszystko dlatego bo młodzi nie chcą pomagać. A to kawał naszej historii. Standardowa śpiewka. Tymczasem po kontakcie z przedstawicielami młodej emigracji usłyszałem, że owszem oni chcieli współpracować ale starsi państwo ich pogonili bo jeszcze w ich pięknym domu jacyś zruszczeniu ludzie chcieliby piknik dla rodzin urządzić. Natomiast obecnie (było to w zeszłym roku) seniorzy odezwali się gdy poważnie zadłużyli budynek i szukają kogoś kto za nich spłaci długi.

Doprawdy wiara w jeden naród ponad granicami bywa trudna.

niedziela, 20 lutego 2022

Słodko gorzkie Expo

 









Tak się złożyło, że ze względu na pandemię światową wystawę Expo 2020 można było oglądać nieco później niż zwykle. W moim przypadku było to zimą 2022 roku.

 

Expo to wystawa, gdzie prezentują się dosłownie wszyscy. Konkretnie wszystkie kraje świata. I te najmniejsze i te największe. Warto się wybrać przy okazji wizytując jakieś miejsce. Choć to impreza ciekawa to jednak nie na tyle by specjalnie lecieć przez pół świata akurat po to by zobaczyć pawilon na przykład Uzbekistanu.

 

Tu ciekawa obserwacja z mojej strony. Państwa miały różną taktykę prezentacji.  Państwa biedne, małe, rozdarte wojnami itp. stawiały na historię i naturę co czasem miało nawet pozytywny efekt. Nauru, które nie wysłało nawet przedstawiciela tylko wynajęło miejscowego pracownika prezentowało miejsca do nurkowania wraz z adresami i numerami telefonów. 

Dżibuti

 

Kategoria druga to państwa stawiające na innowacje. Pawilon fiński prezentował światu jak bardzo są zaawansowani, jeśli idzie o „zieloną technologię”. Rosja dała światu atom i nie tylko. Wielkie wrażenie robi pawilon tajski gdzie historia miesza się z nauką i rozwojem.  Tu drobna uwaga.  Na Expo wielu wystawców naciąga fakty, delikatnie mówiąc. Gdybym wierzył bezkrytycznie w to co widziałem musiałbym stwierdzić, że Tajlandia to nie żadne światowe centrum seksturystyki a miejsce gdzie kwitnie nauka i mieszkańcy poruszają się do pracy pasażerskimi dronami. Oczywiście Tajlandia to tylko przykład. Takich kwiatków było więcej.

 

Kategoria trzecia, czyli nie wiadomo co. Tu zmieści się i Kanada, która wyraźnie nie wiedziała jak się zareklamować (może poprawność ich spętała?) jak też Turkmenistan gdzie w dużym pustym pawilonie na zmianę hologram wyświetlał kombajn koszący zboże albo konie biegające po stepie.


 

Niestety w tej kategorii mieści się też Polska. Totalne nieporozumienie z naszej strony.

Najpierw była duma bo z zewnątrz pawilon prezentował się okazale. Ładnie informował, gdzie wchodzimy. W środku hostessy ubrane w stroje z motywami folkowymi. Na tym plusy się kończą. Mieliśmy jakieś kombajny, zboża, ceramiczne maki. Jakieś haftowane serwetki itp. Dramat po prostu. Wiem, że twórca tej ekspozycji jest z niej bardzo dumny ale wyraźnie nie wie po co jest Expo. Do ciężkiej cholery taka wystawa robiona jest dla obcych. Dla ludzi, którzy o Polsce nic nie wiedzą. Nie dla mnie, nie dla ciebie. Dla obcych. Obcy z tej wystawy wyniesie tyle, że Polska to biedny kraj rolniczy.  To nie jest moje teoretyzowanie. Nie byłem tam sam. Pytałem znajomych i takie mieli odczucia. Doceniam artyzm wystawy.  Wiem, że prezentowano tam naszą ceramikę czy produkty z Koniakowa. Ja to wiem, inni Polacy pewne też. Ale my nie potrzebujemy Expo. To była wystawa zrobiona przez Polaków dla Polaków a nie taki jest cel Expo. 


Na zewnątrz mieliśmy stoisko z Polską kuchnią. Przygniatająca większość kupujących była oczywiście z Polski. Dlaczego nie częstowano gości na przykład pierogami? Znów. Dla mnie reklama polskiej kuchni jest niepotrzebna bo jak każdy nad Wartą znam ją doskonale.

Mistrzostwem świata w partactwie było jednak zewnętrzne stoisko z wyrobami z bursztynu. Wyroby piękne. Było się czym chwalić. Pojawił się jednak pewien problem. Sprzedawczyni ….pochodziła z Filipin. Naprawdę mając hostessy z Polski nie można było dobrać jeszcze jednej osoby z kraju? Pani na stoisku mogła mi produkt sprzedać i zapakować. To wszystko. Zadawałem jej pytania. W gruncie rzeczy nie miała pojęcia co sprzedaje. Ot takie coś ładne i tyle. Nawet minimalnego szkolenia nie chciało się naszemu kierownikowi zrobić dla tej osoby? Po kiego grzyba ustawiać stoisko, które ma nas reklamowa i przy okazji zarabiać skoro stawia się tam osobę z innego kontynentu przysłaną pewnie przez agencję pracy, nie mającą bladego pojęcia o produkcie, który sprzedaje. Totalne marnowanie pieniędzy podatników i potencjału kraju. Tak jest zresztą jak  w wielu innych przypadkach.

Niger

Na koniec kilka słów o gospodarzach.

Nie będę tu pisał o nowoczesnej stacji metra czy innych innowacjach bo takie są po prostu emiraty. Nowe. Zwróciłem uwagę na coś innego.

Na dumę z dziedzictwa. Mieliśmy osobny pawilon o tym ile dała światu cywilizacja Islamu, miedzy innymi matematykę. Stoisko Watykanu znajdowało się pomiędzy stoiskami organizacji islamskich.

Smutno mi się zrobiło. Nie, nie z powodu tego, że Dubaj reklamował islam. To przecież zrozumiałe. Po prostu nie wyobrażam sobie obecnie by na Expo w Europie był pawilon nauki chrześcijańskiej albo osobne stoisko Caritasu. Europa naprawdę jest martwa ….

Mongolia




Świat Islamu

Świat Islamu

Nauru




Znaczki z Nauru



Iran



Polska


Tajlandia